niedziela, 11 sierpnia 2013

001 symfonia-sympatii


Noc była bardzo spokojna. Do uszu Triss nie dolatywały już nawet pijackie wrzaski z pobliskiej karczmy, które towarzyszyły jej przez ostatnie piętnaście minut. Wreszcie mogła się przygotować do zleconego zadania. Wypite eliksiry znacznie wyostrzyły zmysły myśliwego; była w stanie zareagować na najcichszy nawet dźwięk zwiastujący niebezpieczeństwo. Światło księżyca padło na klingę srebrnego miecza, który trzymała w dłoniach. Czekała. Wreszcie coś poruszyło się w wysokiej trawie i na polankę wpełzła poczwara, wlokąc za sobą sponiewierane ciało. Najpewniej jakiegoś nieostrożnego chłopa, który nierozważnie wylazł z chaty. Dźwięki mlaskania i ciche powarkiwania docierały do Triss, gdy kończyła swoje rozpoznanie.



1. Rozpoznanie 10/10
Zleceniodawca: Illuminata
Zaczynając analizować adres, zaczynam się zastanawiać, czy przyjdzie mi się zmierzyć z opowiadaniem podzielonym na człony. Muszę przyznać, że byłoby to całkiem ciekawe posunięcie, już w adresie zarysować koncepcję kompozycji utworu. Zestawienie słów Symfonia Sympatii brzmi dobrze i wygląda porządnie. Czasem odnoszę wrażenie, że coraz trudniej dobrać adres bez polskich znaków, który pasowałby do opowiadania. Tobie się to udało, adres pokrywa się z tytułem, gratuluję spójności. Sympatia zalicza się do emocji o zabarwieniu pozytywnym, więc sklejając całość i uruchamiając koncepty, stawiam na opowiadanie okraszone romansem. Stawiam również, że Twój tytuł można interpretować jako różne odcienie sympatii. Belkę zdobi jakże optymistyczny cytat, który ma swój urok. Widzę cudzysłów, więc rozejrzę się za autorem tych słów. Z wyjaśnieniami spieszy mi już pierwsza zakładka. Kiwam z uznaniem głową, widząc tak szczegółowe wyjaśnienie. Dowiaduję się również, że moje przypuszczenia okazały się trafne. Obyczajowe, romans i FF, chociaż w tym momencie zasugerowałabym nazwę Real Person Fiction. Zgrabna notka odnośnie tytułu, wszystko jest porządnie, więc spokojnie wracam na stronę główną.
Jedno zerknięcie na tekst wystarcza, by stwierdzić, że czytanie nie okaże się męczące. Tło mogłoby być ciemniejsze, ale szablon nie jest Twojego autorstwa, więc w edytorze najpewniej zdziałasz niewiele. Mimochodem poruszyłam temat szaty graficznej, więc nim przejdę do treści właściwej bloga, słów kilka odnośnie całokształtu. Dominuje biel, zdecydowanie rzuca się w oczy pole tekstowe. Lewą kolumnę urozmaica delikatny obrazek, chociaż może właściwszym określeniem byłby szkic, przedstawiający zamyśloną dziewczynę; sprawia wrażenie romantyczki, marzycielki. Całość jest zdecydowanie minimalistyczna i schludna. Co więcej, muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Zabrałam się za ocenę z wiedzą, że w opowiadaniu pojawia się członek kapeli i spodziewałam się, że właśnie ten zespół zdominuje szatę graficzną, jak to bywa na większości blogów opisujących Real Person Fiction. Ot, byłaby zagwozdka, gdyby wcześniej autorka mnie nie uprzedziła. Plusiki lecą.

2. Oko w oko
·         Prolog
Już na samym początku wyłania mi się obraz nieroztropnej bohaterki. Jest nocą w rodzinnym mieście i zmierza do domu, chwilę temu przestał padać deszcz. Dziewczyna jest w trampkach i stara się ich nie zamoczyć w kałużach. Naprawdę rozsądniej byłoby włożyć odpowiedniejsze buty, gdy żyje się ze świadomością występowania częstych deszczy wieczornych. Muszę przyznać, że fabuła leci dość schematycznie. Noc, ciemne uliczki, bohaterka idzie przez park i przytrafia jej się coś złego (w tym wypadku zostaje napadnięta i sekundy dzielą ją od zostania zgwałconą), jednak w odpowiednim momencie pojawia się bohater, który najpewniej wybawi ją z opresji. To było już wiele razy. Dziwnym trafem spodziewam się również naszego członka kapeli w roli wybawiciela, co po prostu byłoby przypieczętowaniem kanonu tego typu opowiadań. Znalazłam kilka nielogicznych sytuacji, nad którymi sugeruję się zastanowić. Primo, zderzenie z nieznajomym mężczyzną w parku. Piszesz, że właściwie wszystkie uliczki były ciemne, jednak mieszkańcom Sheffield to nie przeszkadzało, bo po prostu znali swoje miasto. Wyjątkiem nie była również bohaterka. Dlaczego więc musiała przyzwyczajać oczy do ciemności w parku? Dość nieprawdopodobne wydaje mi się niezauważenie człowieka na drodze, chyba że dziewczyna tak zasłuchała się w piosenkę w odtwarzaczu i myślała o niebieskich migdałach. Secundo, napotkany mężczyzna okazuje się gwałcicielem. Z mojej perspektywy wygląda to tak: ot, idzie dziewczyna, wpadła na mnie, nudzę się, będzie gwałt. Domyślam się, że nie tak to miało wyglądać. Jeżeli całość była zaplanowana i miało to spotkać pierwszą napotkaną kobietę, to jakoś wierzyć mi się nie chce, że ten mężczyzna stał sobie po prostu na środku alejki i czekał. Tertio, bohaterka dostaje kastetem w twarz i słyszy, że coś pękło jej w czaszce, po czym została zalana falą bólu. Chwilę rozważałam tę kwestię. Oberwać mógł nos, kość policzkowa lub płat czołowy, z czego ten ostatni nie wróżyłby nic dobrego. Nie wspominasz o krwi, która zalewałaby twarz, więc wykluczam nos, chociaż to chyba najczęściej atakowany punkt, gdy chce się obezwładnić przeciwnika. Przy uszkodzonej kości policzkowej mogło również dojść do naderwania żuchwy, zwłaszcza przy uderzeniu kastetem. Jednak bohaterka jest w stanie mówić, co trochę nie pokrywa się ze skutkami. Pozostaje płat czołowy… Jeżeli zdrowo chrupnęło, to doszło do pęknięcia czaszki. Jestem ciekawa, co wyjdzie w dalszych rozdziałach i jak skończy się ta sprawa. Quarto, uszkodzenie zewnętrznych dróg rodnych i cewki moczowej. Musiała między nogi naprawdę porządnie oberwać jakimś narzędziem szarpiącym, skoro nawet spodnie nie zmniejszyły uszkodzeń ciała, a warto zauważyć, że mowa o jeansach, więc to dość gruby materiał. Moje pytanie, jak? Musiałaby nogi rozłożyć, a nic takiego w opisie się nie pojawiło.
·         Rozdział pierwszy
Już po przeczytaniu pierwszej części tego rozdziału, zwracam autorce honor. Cieszę się, że na spotkanie z naszą osobistością musimy jeszcze trochę poczekać. Spodziewałam się szpitala i wyszło na moje – uszkodzenie czaszki, zatem płat czołowy. Z medycyną mam wspólnego niewiele, nigdy jakoś mnie nie fascynowała, ale strzępki informacji, poszerzone krótkim poszukiwaniem w Internecie, dają mi obraz skutków uszkodzenia tej części czaszki. Sugerowałabym jakoś uściślić stopień zaawansowania, bo póki co posiłkuję się tym chrupnięciem. Kość mogła pęknąć i jak to mówią, na dwoje babka wróżyła. W najgorszym przypadku powinno dojść do krwawienia wewnątrz czaszki, co nieuchronnie prowadzi do zgonu. Samo naruszenie mózgu również wywołuje zmiany. Płat czołowy odpowiada za większość naszych emocji. Jego uszkodzenie może powodować niezdolność do samodzielnego myślenia, niestabilność emocjonalną, nagłe zmiany nastroju, narastającą agresję. Tutaj linkuję krótki (i pewnie bardzo okrojony) materiał, w który możesz sobie zerknąć.
Do zmian dojść mogło, nie musiało i wszystko sprowadza się do jakiegoś uściślenia z Twojej strony. Znów pojawiają się pewnie nieścisłości à propos odzyskania świadomości. Dość niecodzienne jest pełne wybudzenie. Ponoć nawet po czasie około czterdziestu pięciu minut trwania w letargu człowiek jest zdezorientowany i długo nie może dojść do siebie. Nasza bohaterka nie zapada ponownie w sen, co więcej, dość sprawnie łączy fakty i analizuje otoczenie. Jest nawet w stanie rozmawiać i (!) podać z pamięci numer telefonu swojej przyjaciółki. To sytuacja z medycznego punktu widzenia dość niecodzienna. Dziwi mnie również kwestia rodziców. Gdy tylko bohaterka osiągnęła pełnoletniość, rodzice zwinęli manatki i wylecieli na drugi koniec świata, całkowicie przekonani, że ich ledwo-dorosła córka sobie poradzi. Cóż, różni są rodziciele, ale to wciąż wydaje mi się bardzo niecodzienne. Człowiek osiemnastoletni dorosły jest tylko na papierze. Co z całą dojrzałością emocjonalną, odpowiedzialnością…? Cóż, my spotykamy się już z dwudziestodwuletnią bohaterką i po chwili na scenę wkracza jej niezbyt rozgarnięta, dwudziestoletnia przyjaciółka. Czy koronkowe majtki miały być elementem komicznym? Owszem, zaznaczyłaś, że Jennifer jest bardzo niepraktyczna, ale przedstawiłaś ją tak, że nie zdziwiłabym się, gdyby ze swojej torby wyciągnęła nagle mikser lub toster, bo może się przydać. I rozważania na temat rozdziału pierwszego kończę wątpliwościami, które wiążą się ze współlokatorem z Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej…
·         Rozdział drugi
Na początku za wiele do powiedzenia nie miałam, bo w sumie nic konkretnego się nie działo. Potem jednak wysiadło światło i muszę przyznać, że westchnęłam ciężko. Jeżeli prąd siadł w tym szpitalu na całą noc, to rankiem połowa ludzi musiała wyjechać pod prześcieradłem. Co z salami operacyjnymi? Aparaturą, która utrzymywała przy życiu? Rozumiem, wszystko było potrzebne do zakończenia pierwszego fragmentu (swoją drogą całkiem udane ironizowanie z romantycznej kolacji przy świecach), aczkolwiek cała reszta nie trzyma się kupy. W sumie dobrze byłoby jednak się zastanowić, czy szpitale nie mają awaryjnego źródła zasilania. Bo jeżeli nie, to pół szpitala powinno zostać ewakuowane. Ach, miałam wspomnieć o świeczkach. To jest straszliwie bezsensowne, że pielęgniarka lata po szpitalu i roznosi świeczki. Wszystko wszystkim, ale świeczka w sali z szeregiem nieprzytomnych może się skończyć pożarem. Chyba że szpital w Sheffield drastycznie próbuje obciąć koszty…
Zastanawiam się również cały czas nad przemyśleniami bohaterki odnośnie współlokatora, jak ciągle go określa. Spodziewała się żywotnej blondynki po przeszczepie nerki i dziwi się, że dostaje ostro poturbowanego chłopaka. Przecież wyraźnie była mowa o Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Tam raczej ludzie o delikatnych przypadłościach nie trafiają… Wyobrażenie bohaterki mogło, jak na mój gust, z trudem znaleźć się na pourazówce. Komentarze odnośnie dwóch nonsensów napisałam przy cytatach, gdyż odnoszą się konkretnie do nich.
·         Rozdział trzeci
Gdzieś tam po głowie kołatała mi się myśl, że przybysz okaże się wspomnianym członkiem zespołu. Ale zanim skupię się na jego postaci, słów kilka odnośnie kwestii przeprowadzonego przesłuchania. April ma za sobą ciężkie przeżycia i biorąc pod uwagę jej głęboką wiarę, mogła faktycznie być rozchwiana emocjonalnie. Trudno mi się ustosunkować, gdyż na szczęście nigdy w podobnej sytuacji się nie znalazłam, ale zaczynam odnosić wrażenie, że nasza bohaterka jest rozchwiana za bardzo. Nie rozumiem również stwierdzenia, że przy przesłuchaniu nie będzie obecny psycholog. Nie, taka sytuacja zupełnie nie powinna mieć miejsca. A bo to w Sheffield mają tylko jednego? Obecność specjalisty przy takiej rozmowie jest wskazana. Kilka swoich uwag naskrobałam również przy konkretnych cytatach, więc tutaj wspomnę jeszcze o imieniu April. Bohaterka wspomina, że wywołuje ono śmiechy, co jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe. Ludność anglojęzyczna ma taką dziwną zasadę, że dzieciom nadają najróżniejsze imiona – Apple, Peach, Sky, Moon – nikt się w sumie temu nie dziwi. Nawet w Polsce mamy Jagody, które notabene też można uznać za dziwne. April jest popularne i całkiem normalne, gdy postawi się je na tle tej gamy różnorodności. I w końcu słówko na temat bohatera – nie znam zespołu, jednak postanowiłam się w tej kwestii dokształcić. Zaciekawiło mnie, dlaczego Twój bohater jest blondynem, skoro Google pokazuje mi go jako ciemnego bruneta. Jednak sprawę wyjaśniałaś komuś w komentarzach, więc i ja na takie wytłumaczenie przystanę. Fani z pewnością są lepiej zorientowani niż laik. 
·         Rozdział czwarty
Tutaj przede wszystkim zastanawiam się nad kwestią wypisania April do domu. Skąd taka nagła zmiana? Dziewczyna nie powinna chyba siedzieć sama w mieszkaniu. Po takim urazie mogą się czasem odzywać zawroty i bóle głowy oraz ogólne rozkojarzenie. Owszem, teoretycznie może przy niej siedzieć przyjaciółka, ale nadal średnio mi się to widzi. Inna sprawa, to odczepianie z niej kabelków. Gdy wcześniej zmieniano opatrunki April, które notabene były chyba tylko na głowie, wniesiono do sali parawan, mimo że leżący obok mężczyzna był nieprzytomny. Teraz Matt jest rozbudzony, czuje się dość dobrze, a pielęgniarka zaczyna rozbierać przy nim młodą kobietę. Owszem, wspomniałaś, że współlokator odwrócił wzrok, ale to nadal dziwnie wygląda jako całokształt procedur lekarskich. To już ostatni z Twoich rozdziałów, więc chciałam jeszcze zwrócić uwagę na jedną kwestię. Gdy piszesz o naszym członku zespołu, używasz dwóch form: chłopak i mężczyzna. Zastanawiałam się chwilę nad tą kwestią i myślę, że lepiej byłoby ujednolicić określenie. Owszem, idąc tropem systematyki, chłopak jest mężczyzną, ale tworząc opisy bohatera, określenie również w pewien sposób zarysowuje jego wiek. „Chłopak” zostaje przypisany raczej do nastolatka, bo mało kto powie tak o trzydziestoletnim mężczyźnie. Wiele wspólnego ma z tym również aparycja opisywanego bohatera (czy wygląda na swój wiek lub może na starszego); to taka moja drobna sugestia. Dość ciekawie zakończyłaś rozdział i po tej całej rozmowie ma się wrażenie, że obrażenia Matta są spowodowane „przyjacielską kłótnią w zespole”. Co będzie dalej? No cóż, to się dopiero okaże.

a) pierwsze uderzenie (kreacja świata przedstawionego) 15/25
Akcję umieszczasz w konkretnym mieście, w Twoim opowiadaniu występują prawdziwi ludzie. Wychodzę z założenia, że przy takiej konstrukcji trzeba trochę popracować, żeby nie wyszła kluska fabularna. Problemem zdecydowanie jest dla mnie nieznajomość Bring Me The Horizon; imiona i nazwiska członków, praca nad ich charakterami, specyficzne relacje w grupie. Teoretycznie rzeczy, z którymi fan czasami może mieć problem, praktycznie obserwacja zazwyczaj pozwala na wysuwanie trafnych wniosków. To jednak wymaga siedzenia w temacie, więc ja z góry skazana byłabym na porażkę. Zakładam, że przykładasz do tego wagę. Przejrzałam komentarze, zakładki. Z Twoich słów wynika, że pragniesz oddać jak najbardziej realny obraz członków kapeli i to Ci się chwali. Mam nadzieję, że nie zaczniesz zmieniać realiów na potrzeby swojej historii, bo po czterech rozdziałach niewiele jestem jeszcze w stanie powiedzieć, gdyż akcja rozgrywa się głównie w szpitalu. Podziwiam ludzi, którzy podejmują się tworzenia historii w realnych miejscach, w których najpewniej nigdy nie byli. Nie wiem, czy śledzisz na Google Maps topografię Sheffield i tego na chwilę obecną sprawdzić nie jestem w stanie. Widzę natomiast, że nie zawieszasz wszystkiego w próżni. Już w tych czterech pierwszych rozdziałach, poprzedzonych prologiem, wspominasz coś o przeszłości bohaterki, zarysowujesz pierwsze relacje w zespole Matta, wprowadzasz przyjaciółkę. Informacje zgrabnie dawkujesz, chociażby fakt, że bardzo długo nie znaliśmy imienia dziewczyny, z perspektywy której prowadzona jest historia. To było o plusach, a teraz słówko o minusach, które również są. Mam wrażenie, że czasami brakuje wyobraźni przestrzennej – wspominałam na przykład o awarii elektrycznej. Wszystko ładnie pięknie, fajna scena między dwójką bohaterów, ale co z resztą pacjentów szpitala? Lub rozmowa April i inspektora? A już zupełnie cofając się do początków, nie do końca logiczne zachowanie w czasie napaści w parku. To niby są niuanse, ale jak się nad tym zastanowić, świat przedstawiony traci. No i fabuła, która przecież jest jedną z najważniejszych rzeczy! Niestety idzie dość liniowo. Znów wszystko sprowadza się do czterech rozdziałów i szpitala, jednak początek wygląda dziwnie znajomo. To częsty motyw: ciemna uliczka/park, napaść/gwałt, szpital. Tutaj urozmaiceniem był fakt, że gwiazdor okazał się współlokatorem na sali szpitalnej i bohaterka z miejsca się nie zakochała (bo w miłość od pierwszego wejrzenia zresztą nie wierzy!), ba!, nawet go nie znała. Mimo wszystko nadal niestety dominuje sztampowość… 

b) wypad (bohaterowie) 10/10
April Newbury, dwudziestodwuletnia dziewczyna, której rodzice cztery lata temu wyjechali do Australii. Bardzo religijna chrześcijanka o wrażliwej duszy. Stworzyłaś bohaterkę, która jest właściwie szarym człowiekiem. Informacje starannie dawkujesz, więc na chwilę obecną nie mogę stwierdzić, czy April studiuje/pracuje. Rzuciłaś nam ochłap informacji odnośnie jej życia uczuciowego oraz wspomniałaś o fakcie, że ma psa. Wolno kolorujesz portret głównej bohaterki, jednak wychodzi Ci to dobrze. Nieznajomość jej imienia podsycała ciekawość, informacja pojawia się właściwie wtedy, gdy czytelnik najbardziej jej potrzebuje. Cieszę się również, że panna Newbury nie jest typową Marysią Zuzanną, które tak męczą w wielu opowiadaniach. Mogłabym zażarcie z April dyskutować o niektórych sprawach i kłócić się z jej poglądami, ale taką właśnie ją stworzyłaś. Jeżeli bohaterka wywołuje emocje (różne od skrajnej odrazy), to znaczy, że jest dobrze. Jedynie zasugerowałabym więcej opisów jej wyglądu, gdyż dość obszernie przedstawiłaś nam Matta. Brakuje trochę równowagi. No właśnie, Matt Kean. Postanowiłam przyjrzeć się jego zdjęciom i nie pokrywa się trochę jego wygląd z Twoim opisem, ale tę kwestię poruszyłam wyżej. Tutaj próbujesz przejąć kontrolę nad żywym człowiekiem, więc mam nadzieję, że masz w planach przedstawić go takim, jakim jest w istocie. Z tekstu wnika, że kształcił się w filozofii, ma ciekawe poglądy na temat życia. Mówi bardzo mądrze, jest dość kulturalny i sprawia wrażenie sympatycznego. Na jego temat nie wiemy wiele, gdyż bohaterka nigdy nie interesowała się zespołem, więc przypuszczam, że informacje będą pojawiały się w miarę czytania. Wygląda to naturalnie! Zdziwiłabym się, gdyby April była w stanie wyrecytować biografię obcego jej człowieka. Czytelnik bazuje na obrazie, który widzi główna bohaterka. Myślę, że przy kreacji bohaterów zasługujesz na dziesiątkę. 

C) uskok (opisy, dialogi, styl) 15/20
Początkowo miałam zarzucić brak równowagi pomiędzy ogromną ilością opisów i dialogiem. Jednak w momencie, gdy tekst aż prosił się o jakąś rozmowę między bohaterami, ty po prostu ją stworzyłaś. Odetchnęłam z ulgą, że zrobiło się naturalnie. Wszystkie wypowiedzi nie są sztuczne, właściwie można by je zasłyszeć na ulicy. Brak rozległych elaboratów, sypania cytatami lub prawdami życiowymi; ot, po prostu wymiana zdań (nawet specyficzny sposób wypowiedzi Matta do niego pasuje). Od samego początku czytelnik może śledzić wewnętrzne monologi April, często strumień świadomości. Możemy przeczytać o jej poglądach, wyobrażeniach i pojawia się nawet osobista modlitwa. Zauważyłam, droga Illuminato, że lubisz tworzyć zdania wielokrotnie złożone. W którymś rozdziale cały akapit był jednym zdaniem! To świadczy z pewnością o chęci do zabawy słowem, a i pewne umiejętności musisz mieć, by nie sypać z rękawa powtórzeniami. Tak, tych zbyt wiele nie ma i bardzo dobrze! Zauważyłam natomiast, że do swoich długich zdań lubisz wrzucać różnorodne informacje, które czasami prowadzą do rozproszenia uwagi. Proponuję skupić się na jednej rzeczy lub bardzo długie zdania skrócić. Twój tekst czyta się przyjemnie, jest lekki i nie męczy. Wspominałam o tendencji do uciekania w patos, ale dowiedziałam się, że swego czasu bawiłaś się prozą poetycką i może stąd takie skłonności. Nie zrozum mnie źle, kwiecisty styl jest czasami potrzebny, jednak unikaj takich wstawek pojawiających się całkowicie znienacka. Zauważyłam momenty, w których bohaterka ironiczne podsumowuje daną sytuację i to spodobało mi się chyba najbardziej. Ciekawa koncepcja i dobre wykonanie. Prowadzenie narracji pierwszoosobowej bywa czasem kłopotliwe, bo rezygnujemy z wszechwiedzy. U Ciebie wszystko wygląda dosyć naturalnie. Pozwolę sobie na dość poetyckie stwierdzenie, że czytelnik dzieli zmysły z bohaterką. Słyszymy to, co usłyszy ona i widzimy tylko to, co zobaczy April. I prawidłowo. Plusem jeszcze zdecydowanie będzie przemycanie smaczków w opisach. Wchodzi pani doktor, pach, dostajemy wzmianki na temat jej wyglądu. Nic poza tym, co zobaczy bohaterka i co pojawi się w jej głowie. Tutaj wszystko w porządku!

d) cięcie (poprawność) 10/15
Przerażających błędów nie robisz, interpunkcja też trzymana w sumie w ryzach, bo przecinki w tekście nie szaleją. Czasami pojawiają się zawirowania w długich zdaniach, jednak poniższe rady w większości są moimi sugestiami, które możesz, lecz nie musisz wziąć pod uwagę. Wspominałam o zapisie dialogu, jednak musiała to być jednorazowa pomyłka, bo potem zapis był już poprawny. Będę tylko krzyczeć o myślnik zamiast dywizu. Ustawić go możesz sobie automatycznie w Wordzie lub wciskając ctrl i minus na klawiaturze numerycznej. Jednak już bez zbędnych wstępów, wszystko poniżej.

Prolog
1. Pąki kwiatów na klombach otwierały się, ukazując wachlarz kolorów i ożywiając dotychczas ponure aleje (…)
Z tym zdaniem niby jest wszystko w porządku, ale mam ale. Primo, sugeruję delikatną korektę odnośnie kwiatów. Niby czytelnik wie, co autor miał na myśli, jednak proponuję ujednoznacznić, iż to kwitnące rośliny rosły na klombach i ich kwiaty się otwierały. Secundo, o kwiatach wspominasz przy okazji opisu miasta nocną porą. Otóż tak naprawdę niewiele jest gatunków, które rozkwitają po zmierzchu, większość kwiatów raczej otwiera się do słońca. Także opis jak najbardziej, jednak w innym kontekście. Tak samo potem wspominasz o deszczu, który pada praktycznie codziennie. Nie sądzę, żeby większość kwiatów przetrwała ulewy i wciąż wyglądała pięknie. 
2. Fala bólu zalała całe ciało, w oczach zobaczyłam jeszcze ciemniejszy mrok niż ten, który panował w parku.
Niby pojawiają się te poetyckie odcienie czerni i szarości. Niby proza poetycka ma to do siebie, że pleonazm rośnie na pleonazmie. Ale ciemniejszy mrok nigdy dobrze nie wyglądał i wyglądać dobrze nie będzie. Jest dużo lepszych określ na stan bohaterki. Chociażby stwierdzenie, że w oczach pociemniało i nie była już w stanie widzieć parku, który do tej pory zdawał się tonąć w czerni.
3. Bluzka została brutalnie ze mnie zdarta, a czyjeś szorstkie i wcale czułe paluchy zaczęły błądzić po moim brzuchu, przesuwając się do góry w kierunku drobnych piersi.
Myślę, że chodzi o nieczułe palce, bo byłoby to dość dziwne, gdyby gwałciciel bawił się w czułości… Określenie „wcale czułe palce” można właśnie odebrać jako „dość czułe”.
4. Ostatkiem sił poderwałam nogi do góry i na oślep wymierzyłam kopniaka w mężczyzn.
Mężczyznę. Bo w dwóch jednocześnie kopać trudno.
5. (…) doszłam do górnej granicy wytrzymałości na doznawane cierpienie.
Sugeruję użyć określenia „próg bólu”.
6. (…)słyszałam głosy zza świata.
Chyba lepiej byłoby „z zaświatów”.

Rozdział pierwszy
1. (…) a pod nieco zdrętwiałą, czymś owiniętą głową wyczułam miękkość kolejnej tkaniny.
Sugeruję oddzielenie „czymś owiniętą głową” przecinkami. Zastanawiam się też nad kwestią miękkości tkaniny. Jasne, chodzi o poduszkę, więc może lepiej opisać to w taki sposób? Bo sama tkanina miękka raczej nie jest i ciężko to wyczuć przez bandaż. Poza tym, zdrętwiała głowa? 
2. (…)jakby zamiast mazi stawowej płynęła w nich rozgrzana magma.
Tutaj w pierwszej chwili chciałam zwrócić uwagę na terminologię magma-lawa, ale skoro magmą określamy stop pod ziemią, to od biedy można go zastosować przy określeniu płynów wewnątrz ciała. Niepoprawne natomiast jest „rozgrzana magma”, która gorąca jest z założenia.
3. Wśród takich tortur swędzenie gojących się ran na policzkach i rękach oraz bolesność kości policzkowej wydawały się drobnymi dolegliwościami (…)
4. Pośpiesznie przeżegnałam się, czyniąc znak krzyża, i pozwoliłam (…)
Żegnamy się właśnie poprzez znak krzyża, więc uściślenie absolutnie niepotrzebne.
5. - Witaj, jestem doktor Woodsen – kobieta z uśmiechem przywitała się i wyciągnęła w moim kierunku dłoń, lecz nie uścisnęłam jej.
W zapisie dialogów obowiązuje pewna zasada. Wypowiedź bohatera kończymy znakiem interpunkcyjnym, a po myślniku zaczynamy wielką literą, gdy osoba mówiąca wykonuje czynność różną od mówienia. Zaliczają się do tego wszystkie uśmiechy, marszczenia brwiitp. Nie stosujemy znaku interpunkcyjnego, gdy po myślniku pada powiedział, szepnął, wymruczał, rzucił itp.
6. Chwyciła tabliczkę powieszoną na łóżku, przy moich nogach i zaczęła studiować zapisane na niej informacje.
Bez przecinka.
7. Puściła w moim kierunku perskie oko.
Domyślam się, ze chodziło o puszczenie oczka, jednak coś mi w tym wyrażeniu nie pasowało. Sprawdziłam i moje przypuszczenia okazały się słuszne. Samo perskie oko jest kolokwialnym określeniem dla szklanej protezy oka, której pani doktor chyba nie miała, prawda? Natomiast puszczenie perskiego oka ma trzy znaczenia: rodzaj uwodzicielskiego spoglądania na płeć przeciwną, stosowania techniki żartobliwego przekazywania treści „między wierszami” w utworach literackich oraz określenie stwierdzające stan silnego upojenia alkoholowego, powiązanego z utratą kontroli nad ruchami gałek ocznych. Także chyba nie o to tutaj chodziło.
8. Bez Anglii chyba umarłabym, dlatego też rodzice poczekali do moich osiemnastych urodzin (…)
Tutaj jest w sumie wszystko poprawnie, ale sugeruję drobną korektę. „Bez Anglii chyba bym umarła, (…)” brzmi jakoś zgrabniej.
9. (…) nigdy nie udało mi się spotkać kogoś, kogo z radością mogłabym nazwać narzeczonym.
W sumie to dość logiczne, bo narzeczonym staje się mężczyzna, który postanowi się oświadczyć…
10. Najwyraźniej doktor Woodsen nie miała do mnie więcej pytań, bo podeszła do stojaka z kroplówką, zdjęła z niego puste opakowanie i założyła nowe (…)
Skąd je miała? Takich rzeczy chyba nie trzymali w salce, w której, według Twojego opisu, znajdowały się tylko szafki nocne.
11. Oprócz poturbowania, nie zdążyli wyrządzić ci żadnej większej krzywdy (…)
Bez przecinka.
12. Głupio mi było, że na początku byłam trochę oschła (…)
13. Smukłe ciało ubrane było w zwiewną, długą do ziemi suknię, spod której wystawały skromne skórzane sandały.
Tutaj teoretycznie błędu nie ma, jednak chciałam zasugerować zamianę „sukni” na „sukienkę”. Pierwsze określenie tyczy się raczej strojów wieczorowych czy ciężkich, powłóczystych szat. Przyjaciółka bohaterki miała na sobie najpewniej letnią, cienką sukienkę, prawda? Po prostu to lepiej wygląda, ale w gruncie rzeczy pozostawiam to do Twojej decyzji.
14. Dziewczyna podeszła bliżej , z braku krzesła, usiadła na skraju łóżka, założyła nogę na nogę.
Primo, zbędna spacja przy pierwszym przecinku. Secundo, uważam przecinek po słowie „krzesła” za zbędny.
15. - Jen, dobrze wiesz, że nie lubię krzyżówek, nigdy ich nie rozwiązywałam – przerwałam przyjaciółce. - Zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? – odparła i kontynuowała wypakowywanie.
Drugi człon dialogu po enterze.
16. Większość rzeczy przyniesionych przez nią okazało się całkowicie nieprzydatnych.
Sugeruję drobną zmianę szyku („większość przyniesionych przez nią rzeczy”) oraz „nieprzydatna” zamiast „nieprzydatnych”.
17. Przyniosłam Wichrowe wzgórza i Jesienną miłość.
Daj na tytuły cudzysłów lub kursywę.
18. (…)że zdoła mnie przekonać do zagłębienia się w łzawe i wcale ciekawe romansidła, przypominające brazylijską telenowelę.
Tutaj znowu mamy sytuację podobną do „wcale delikatne”. Tworząc taką konstrukcję, dajesz do zrozumienia, że coś jest dość interesujące. Miało być chyba „nieciekawe”, prawda? I „we” zamiast „w”.
19. W trwającej erze show biznesu i pogoni za pieniądzem liczyły się układy i to, kto żeniąc się z kim więcej zyska.
Słownik wyrazów obcych ponoć opracował wersję show-biznes. I ta wzmianka o ustawianych małżeństwach jest trochę naiwna i taka bez sensu. Przecież nigdzie nie było mowy o sławnych ludziach, a i wśród takich zdarzają się małżeństwa z miłości.
20. (…)bo porzuciła wypakowywanie wszystkiego na pościel, położyła torbę na podłogę (…)
Odłożyła na podłogę, położyła na podłodze. Tak wyglądałoby lepiej.

Rozdział drugi
1. Bezczynność, na jaką zostałam skazana w szpitalu, denerwowała mnie.
Mnie denerwowała.
2. Gdybym mogła wyjść, zająć się czymkolwiek, moje ponure myśli samoczynnie oddaliłyby się.
Sugeruję: ponure myśli oddaliłyby się samoczynnie.
3. Wyobrażałam ją sobie jako zamożną nauczycielkę francuskiego o nienagannych manierach i równie perfekcyjnym ciele nieskażonym przez brudne i nachalne paluchy (…)
Dałabym przecinek po „ciele”.
4. Nie będę ukrywać, że zdziwiła mnie blada, nieprzytomna osoba wyglądająca na martwą, która przed kolacją zawitała do mojej sali, i w żadnym stopniu nie przypominająca wyimaginowanej kobiety.
Sugeruję: zdziwiła mnie blada, wyglądająca na martwą, nieprzytomna osoba (…)
5. (…)(nawiasem mówiąc, w myślach nazwałam je trumną na kółkach) ustawiły je po mojej prawicy (…)
Oh, prawica jest poprawna, ale brzmi strasznie patetycznie, nie sądzisz? Nie lepiej po prostu „po prawej stronie”?
6. Gdyby nie delikatnie zaróżowione świeże blizny na policzkach, można by rzec o twarzy mężczyzny, że została odlana z marmuru – sprawiała wrażenie szlachetnej i wyniosłej,  ale też zimnej i twardej.
Odlana może być z brązu, z marmuru (lub jakiegokolwiek innego kamienia) co najwyżej wyciosana. „Szlachetny i wyniosły” w żadnym stopniu nie wyklucza „zimnej i twardej".
7. Poza wymienionymi cechami urody (…)
Te cechy urody brzmią dość dziwnie. Może po prostu „cechami twarzy”?
8. (…) gdyby ów młodzieńca przyrównać do mnie wzrostem (…)
Owego.
9. Nie trzeba było jednak długo czekać, by włączyło się nikłe oświetlenie awaryjne emitowane przez płaską lampę nad wejściem.
Postawiłabym przecinek przed „emitowane”. Dziwnie również brzmi to „emitowane światło awaryjne”. Może „światło awaryjne w postaci płaskiej lampy nad wejściem”?
10. - Zaraz powinna zjawić się salowa z kolacją – rzuciła na odchodne.
Na odchodnym.
11. (…)mały kotlecik uduszony na parze i pokrojony na drobne kawałki przez miłą kobietę roznoszącą posiłki oraz kupka ziemniaków piure nie zapełniły mojego żołądka.
Wzmiankę o tej kobiecie zamknęłabym przecinkami, bo to w sumie dość wyraźne wtrącenie. „Puree” zamiast „piure”.
12. Mój lokator nadal lekko przyćmiony środkami nasenno-przeciwbólowymi nie miał nawet szansy powąchać dziwnego kleiku.
Tutaj wzmiankę o środkach nasenno-przeciwbólowych też dałabym w przecinki.
13. Po zebraniu brudnych naczyń przyszedł czas na pierwszą zmianę opatrunku. Z tym jest jak z bielizną – nieważne w jakich warunkach się znajdujesz, to musisz ją zmienić, bo w przeciwnym razie zacznie się robić nieprzyjemnie.
Brzmi bardzo mądrze, aczkolwiek nie do końca ma sens… No bo nie zawsze zmienia się opatrunki, na przykład wtedy, gdy jest obawa przed zerwaniem skrzepu. Nie zmienia się ich również, gdy nie ma warunków i jest obawa, że rana zostanie zapaskudzona. No i bielizny też nie zmienisz np. w dziczy. Są sytuacje, gdy ludzi naprawdę nie obchodzi, czy masz bieliznę świeżą czy wczorajszą. Także porównanie dość kulawe.
14. (…) druga po naciągnięciu gumowych rękawiczek przystąpiła do zdejmowania bandaża z mojej czaszki.
Wciąganie rękawiczek dałabym jako wtrącenie.
15. Im mniej opatrunku było na głowie, tym bardziej miałam wrażenie, że puchnę i robię się obrzmiała, że zaraz moja potylica rozpruje się jak podziurawiona przez mole tkanina.
Zaraz, zaraz, moment. Przecież bohaterka oberwała w czoło. I nie upadła gwałtowanie na ziemię, więc potylica nie powinna zostać uszkodzona. Więc skąd to wrażenie?
16. Dotychczas trzymałam się tego polecenia, jednak tym razem zamiast zająć się własnymi myślami wytężyłam słuch.
Własne myśli też dałabym w formie wtrącenia.
17. Zerknęłam na lokatora, który zamkniętymi oczami wpatrywał się w sufit.
Takie określenie pasuje do prozy poetyckiej, ale tutaj, jak na mój gust, niespecjalnie.
18. Nie wiedziałam, dlaczego rodzice zdecydowali się wychować mnie w mniej popularnym w Anglii odłamie chrześcijaństwa, jednak nie wnikałam w ich decyzje.
Być może dlatego, że nie pasował im anglikanizm? Bo za głowę Kościoła uważali papieża nie monarchę? Bo takie mieli przekonania…?
19. Radosna ekstaza wypełniła moje ciało, drobne stopy dreszczy zastepowały na moich plecach.
Chwilę musiała się zastanowić, co te stopy dreszczy zrobiły. Jeżeli koniecznie potrzebujesz tak poetyckiego określenia, to może „zaczęły stepować”? Aczkolwiek uważam, że masz tendencję do upychania w tekście prozy poetyckiej, która nie do końca zgrywa się z całością.
20. Ze zdumieniem odkryłam, że rozszerzone szare oczy chłopaka z bliznami wpatrują się we mnie z zafascynowaniem i poprzez źrenice przenikają do mózgu.
 Z tego zdania wynika, że rozszerzone szare oczy chłopaka przenikają do mózgu bohaterki poprzez jej źrenice. Co więcej, oczy nie mogą się rozszerzać. To właśnie źrenice zmieniają swoją wielkość w zależności od natężenia światła. Oczy mogły być co najwyżej wytrzeszczone lub szeroko otwarte.
21. - A ty nie? – spytałam, żeby przegonić narastające uczucie infiltracji.
No… w sumie nie. Bo nieprzytomny leżał. Poza tym znów mamy sytuację, gdy ktoś będący (najprawdopodobniej) w śpiączce medycznej nagle się budzi i powraca do pełni sił witalnych i umysłowych.
22. Nie potrafię uwierzyć w to, że Stary i Nowy Testament to wymyślona przed wiekami bajka, bo tego też nikt nie udowodnił.
Tutaj coś się nie trzyma kupy. Bo według niego Testamenty powinny być bajką wymyśloną przed wiekami, bo nikt tego nie udowodnił.
23. Czyli znajduję się w próżni deizmu między nauką a religią, między wiarą a ateizmem.
Nie do końca. „Próżnia deizmu” brzmi ładnie, ale próżnia zawsze będzie próżnią. Jest pusta.
24. - Mam licencjat z filozofii.
I tutaj powiem tak. Z tego co wiem, szkolnictwo angielskie, amerykańskie i australijskie nie uznaje licencjatu. Pierwszym poważnym dyplomem jest magister (Master of sth) i jest to pierwszy znaczący tytuł. Licencjat w formie licencjatu polskiego nie występuje.

Rozdział trzeci
1. Miałam w sobie wiele empatii, lecz po trzech godzinach wysłuchiwania cichych krzyków przerażenia i błagalnych jęków pokłady wyrozumiałości skończyły się.
Dałabym przecinek po „jęków”.
2. Siedział tyłem do przebudzonego filozofa i otwierał notatnik, szukając nie zapisanej strony.
Niezapisanej. I niespecjalnie dobrze to wygląda, że obcy mężczyzna po prostu siada na jej łóżku. Powinni wstawić tam krzesło. Co więcej, przesłuchanie w obecności drugiego pacjenta? Który na dodatek jest całkowicie świadomy. Nie, to tak nie działa i działać nie powinno.
3. (…) jego twarz zamieniła się w kamień ożywiony jedynie oczami.
Z tego zdania wynika, że oczy ożywiły kamień.
4. Byłam zdenerwowana, nie chciałam dać tego po sobie poznać, a chłopak mi w tym nie pomagał. Wwiercał się we mnie, penetrował mózg i rozsiewał w nim ziarnko niepewności.
Filozof wwiercał się w nią całym ciałem? Ten opis nie wygląda dobrze. Powiem więcej, wygląda wręcz śmiesznie. Teoretycznie wiem, co miałaś na myśli, ale sugeruję ubrać to inaczej w słowa. Wspomnij o wzroku chłopaka, który „penetrował mózg”, jeżeli tak bardzo zależy Ci na tym określeniu, ale ono też nie wygląda rewelacyjnie.
5. Obfite, słone krople żłobiły sobie drogę na skórze, skapywały z brody i wsiąkały w materiał piżamy lub spływały po szyi i nikły w nieprzeniknionych czeluściach dekoltu.
Znów dość wyraźnie wchodzi tutaj określenie wybitnie poetyckie. Zastanawiam się nad „nieprzeniknionymi czeluściami dekoltu”… Myślę, że to wyrażenie powinno zostać zastąpione innym.
6. Nie odważyłam się nic więcej powiedzieć ani unieść powiek i pożegnać inspektora. Dłonie drżały. Usta również dygotały. Cała się trzęsłam. Nie byłam wstanie wykonać jakiegokolwiek ruchu bądź gestu.
Tutaj taki misz-masz. Kiedy ona zamknęła oczy? Miała je zamknięte cały czas? Nie pasuje mi też określenie „dygocące usta”… No i skoro wszystko się trzęsło, to wykonywała ruchy, więc końcówka jest niespójna.
7. Poczułam, jak czyjeś delikatne dłonie chwytają mnie i pomagają przenieść na łóżko.
Aha, czyli pan inspektor rozsiadł się na łóżku chorej, a ona siedziała w wózku inwalidzkim? Logiczne…
8. Współlokator najwyraźniej obrał sobie moją osobę jako przedobiadową rozrywkę.
To zdanie brzmi dziwnie. Może: stałam się rozrywką dla mojego współlokatora?

Rozdział czwarty
1. Zgodziłam się na wszystko, byleby wydostać się stąd.
To zdanie mi jakoś nie leży. Bo „stąd” zastąpiłabym „stamtąd” lub zmieniła zdanie na: zgodziłabym się na wszystko, byleby się stąd wydostać.
2. Rozpromieniona pożegnałam całą świtę lekarską, która przesunęła się do Matthewa .
Wpadła ci spacja przed kropką.
3. Znalazłam odpowiedź na nurtującą mnie zagadkę, gdy zza pleców wysokiego mężczyzny wyłonił się o głowę albo i dwie niższy chłopak.
„Albo i dwie” oddzieliłabym przecinkami.
4. Nieco pucułowata i zarumieniona twarz rozciągała się w uśmiechu.
To ileż razy on się uśmiechał i przestawał? Chyba rozciągnęła się jeden raz.
5. - Oczywiście, mademoiselle. – Uśmiechnięty chłopak ukłonił się nisko i puścił perskie oko do zawstydzonej absolwentki medycyny (…)
O perskim oku już wspominałam, zastanawiam się nad „mademoiselle”. To określenie francuskie, prawda? Nie powinno być raczej „madame”?
6. Mężczyzna, prawdopodobnie piąty, zarazem ostatni członek zespołu, może nie był wzrostu Olivera, ale nadrabiał delikatnie wyrzeźbionym bicepsem.
Ale tylko jeden ten biceps miał…?
7. Poklepał w kołdrę w miejscu, gdzie znajdowała się dolna kończyna przyjaciela.
Usunęłabym to w.
8. (…) spod którego wystawały ciemnobrązowe kosmyki nie mytych od dłuższego czasu włosów.
Niemytych.
9. (…) powiedziałam, lustrując Matthewawzrokiem.
10. Może faktycznie zbyt bardzo zrósł się z nimi (…)
Sugeruję słowo „zżył” zamiast „zrósł”.

e) pchnięcie (oryginalność) 0/5
Niestety na chwilę obecną opowiadanie oryginalne nie jest. Przyjemnie się czyta, poprawne, ale to nadal pozycja jedna z wielu.

3. Ostatni cios (punkty dodatkowe i/lub podsumowanie starcia) 0/5
Symfonia Sympatii nie zachwyciła mnie na tyle, by przyznawać punkty dodatkowe. To poprawnie skonstruowane opowiadanie z wątkami, które mogą zostać ciekawie rozwinięte. Tekst ma potencjał, jestem ciekawa, czy do końca uda Ci się nie naginać realiów rzeczywistości na korzyść bohaterów. Historie z gwiazdami zazwyczaj krążą wokół jednego toru, niestety Twój tekst na chwilę obecną nie jest wyjątkiem. Nie jestem jednak w stanie przewidzieć, co wydarzy się dalej. Życzę dużo weny, chęci do pisania i pomysłów, bo Symfonia jest dobrym tekstem, który na chwilę obecną można sobie dla relaksu przeczytać w jedno popołudnie. Mam nadzieję, że moje drobne rady i sugestie okażą się pomocne. Ja bardzo się cieszę, że mogłam ocenić Twój tekst i przyznaję Ci 60 na 90 punktów.

Triss ostatni raz zamachnęła się mieczem, który gładko wszedł w ciało przeciwnika. Rozległ się krótki skowyt i rzężenie, gdy stwór zaczął się dławić krwią. W końcu padł, chwilę tylko drżał wśród traw i znieruchomiał. Merigold rzuciła oręż na ziemię i otarła usta dłonią w skórzanej rękawiczce.
Alp – rzuciła do siebie. – Jak ja nienawidzę trupojadów – dodała po chwili i uprzednio odrąbawszy głowę potwora, zabrała ją ze sobą, kierując kroki do wioski, by odebrać należną zapłatę.

12 komentarzy:

  1. Ach, czekacie na opinię o ocenie, a ja w sprawie organizacyjnej, trochę mi głupio. No nic, w końcu złym człekiem jestem.
    Wolna kolejka jak najbardziej mi pasuje, ironicznie dodając: w gniciu w niej jestem naprawdę dobra ^^
    Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za szczerość <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, oceniająca kontaktowała się z Tobą, więc Wolna Kolejka absolutnie nie jest naszą złą wolą! Jesteś w niej pierwsza, więc trafisz do pierwszego oceniającego, który podejmuje się oceniania fantasy; obecnie czekam na odzew potencjalnej stażystki, ma tydzień na ocenienie wyznaczonego bloga. Myślę, że niebawem wszystko się wyjaśni :)

      Usuń
    2. Matuchno boska, ja naprawdę zabrzmiałam jak obrażone dziecko? :< To już powinno się chyba leczyć.
      Gdzież mi do złej woli jakiejś, tfu! Broń Silthe za złe nie mam, serio, znowu jest niezrozumianym człekiem.
      Czas ograniczyć sarkazm xD

      Usuń
  2. Dziękuję za ocenę. Nie napiszę dłuższego komentarza, ponieważ nie mam dostępu do komputera, a na telefonie nie chce mi się rozpisywać. Pewnie kiedy indziej się rozpisze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jednak tak krótko coś naskrobię. Nie pomyślałam, że ktoś może odebrać przypadłość Matta jako spowodowaną przez kumpli z zespołu. Zaprzeczam Twojemu domyslowi i informuję, że to nie jest zwykłe pobicie, ale coś poważniejszego.
      Zapewne zauważyłaś, że mam betę i ufam jej w wielu kwestiach, więc pozwól, że niektorych błędów (szczególnie tych interpunkcyjnych) nie poprawię. Błędów logicznych niestety moja beta mi nie wskazuje - te wytkniete przez Ciebie zauważyłam dopiero teraz i postaram się je naprawić.
      Jeszcze raz dziękuję i przepraszam za błędy - piszę z telefonu.

      Usuń
    2. Właściwie z przecinkami błędów nie było, moje komentarze uznaj raczej za sugestie! Pewnie rozśmieszyły Cię niektóre moje hipotezy, ale to chyba przywilej czytelnika, że różne rzeczy sobie wyobraża :)

      Usuń
  3. Tak btw. imię Matthew jest nieodmienne, więc nie powinno być "Matthewa".

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się Twoja "debiutancka" ocena. Nie wiem, czy ocenianiem zajmujesz się od niedawna, ale czuć tutaj duszę oceniającej. Naprawdę, jedna z najbardziej profesjonalnych ocen, jakie udało mi się spotkać w blogosferze.
    Zdarzyło Ci się kilka błędów, ale zapewne umknęły przy sprawdzaniu recenzji.
    Nie rozumiem również stwierdzenia, że przy przesłuchanie nie będzie obecny psycholog. - powinno być przesłuchania.
    No cóż, to się dopiero okaże - brak kropki.
    Co do nazewnictwa w Ameryce - faktycznie, można spotkać tam wiele nietypowych imion, ale polega to głównie na brzmieniu wyrazu, a nie na samym wyrazie.
    Kiedy napisałaś o Marysi Zuzannie, przez chwilę musiałem się zastanowić, o co Ci chodzi. Później uświadomiłem sobie, że to polska wersja popularnej Mary Sue.
    Aha! Prawie bym zapomniał! Chciałbym Cię poinformować o zmianie adresu. Tym razem mój blog można znaleźć pod adresem wcielenia-gnoma.blogspot.com. Mam nadzieję, że to nie zrazi Cię do napisania oceny, bo bardzo mi na niej zależy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za znalezienie literówek! Nie powinny się pojawiać i zdecydowanie nie powinnam się usprawiedliwiać, więc po prostu je poprawię. Zaraz również zmienię adres Twojego bloga w kolejce.

      Usuń
  5. "Naprawdę rozsądniej byłoby ubrać odpowiedniejsze buty, gdy żyje się ze świadomością występowania częstych deszczy wieczornych." A w co te buty ubrać?

    "Primo, zderzenie z nieznajomym mężczyzną w parku. Piszesz, że właściwie wszystkie uliczki były ciemne, jednak mieszkańcom Sheffield to nie przeszkadzało, bo po prostu znali swoje miasto. Wyjątkiem nie była również bohaterka. Dlaczego więc musiała przyzwyczajać oczy do ciemności w parku?" To, że dziewczę zna swoje miasto, nie znaczy, że zaczęło nagle widzieć w ciemności.

    "Jest nawet w stanie rozmawiać i (!) podać z pamięci numer telefonu swojej przyjaciółki." Nie wiem czemu tu wykrzyknikiem podkreślasz i, a nie choćby podać z pamięci numer. Wychodzi na to, że dziwi Cię to, że bohaterka jest w stanie zrobić dwie rzeczy naraz.


    "To częsty motyw: ciemna uliczka/park, napaś/gwałt, szpital." Napaść.

    Generalnie ocena jest sensowna i porządnie napisana. Znalazło się w niej właściwie wszystko to, co znaleźć się powinno, w dodatku podana jest w przystępnej formie (choć akapitów bardzo brak!). Także ten, keep up the good work!

    Pozdrowienia,
    Miękko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, złapałam się na tym paskudztwie ubrać/założyć/włożyć! A myślałam, że już mi się to nie zdarzy. Masz rację tutaj w zupełności. Jeżeli chodzi o przyzwyczajenie oczu do ciemności, miałam na myśli fakt, że wcześniej szła równie ciemnymi uliczkami, więc nie była narażona na drastyczną zmianę oświetlenia. Stąd zdziwienie. A uwaga odnośnie numeru telefonu miała podkreślić, że bohaterka bez problemu przywołuje w pamięci wyuczony numer, mimo że powinna być otępiała, senna i skołowana faktem trwania w tak długim letargu. Literówkę "napaś" oczywiście poprawiam. Dziękuję za wszystkie uwagi! Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.

      Usuń
  6. Bardzo podoba mi się twoja ocena i naprawdę cieszę się, że zdecydowałam się tutaj dołączyć, a ty mnie przyjęłaś. :)

    OdpowiedzUsuń