Noc była bardzo spokojna. Do
uszu Triss nie dolatywały już nawet pijackie wrzaski z pobliskiej karczmy,
które towarzyszyły jej przez ostatnie piętnaście minut. Wreszcie mogła się
przygotować do zleconego zadania. Wypite eliksiry znacznie wyostrzyły zmysły
myśliwego; była w stanie zareagować na najcichszy nawet dźwięk zwiastujący
niebezpieczeństwo. Światło księżyca padło na klingę srebrnego miecza, który
trzymała w dłoniach. Czekała. Wreszcie coś poruszyło się w wysokiej trawie i na
polankę wpełzła poczwara, wlokąc za sobą sponiewierane ciało. Najpewniej
jakiegoś nieostrożnego chłopa, który nierozważnie wylazł z chaty. Dźwięki
mlaskania i ciche powarkiwania docierały do Triss, gdy kończyła swoje
rozpoznanie.
Zleceniodawca: Illuminata
Zlecenie: Symfonia Sympatii
Zaczynając analizować adres,
zaczynam się zastanawiać, czy przyjdzie mi się zmierzyć z opowiadaniem
podzielonym na człony. Muszę przyznać, że byłoby to całkiem ciekawe posunięcie,
już w adresie zarysować koncepcję kompozycji utworu. Zestawienie słów Symfonia Sympatii brzmi dobrze i wygląda
porządnie. Czasem odnoszę wrażenie, że coraz trudniej dobrać adres bez polskich
znaków, który pasowałby do opowiadania. Tobie się to udało, adres pokrywa się z
tytułem, gratuluję spójności. Sympatia zalicza się do emocji o zabarwieniu
pozytywnym, więc sklejając całość i uruchamiając koncepty, stawiam na
opowiadanie okraszone romansem. Stawiam również, że Twój tytuł można
interpretować jako różne odcienie sympatii. Belkę zdobi jakże optymistyczny
cytat, który ma swój urok. Widzę cudzysłów, więc rozejrzę się za autorem tych
słów. Z wyjaśnieniami spieszy mi już pierwsza zakładka. Kiwam z uznaniem głową,
widząc tak szczegółowe wyjaśnienie. Dowiaduję się również, że moje
przypuszczenia okazały się trafne. Obyczajowe, romans i FF, chociaż w tym
momencie zasugerowałabym nazwę Real Person Fiction. Zgrabna notka odnośnie
tytułu, wszystko jest porządnie, więc spokojnie wracam na stronę główną.
Jedno zerknięcie na tekst
wystarcza, by stwierdzić, że czytanie nie okaże się męczące. Tło mogłoby być ciemniejsze,
ale szablon nie jest Twojego autorstwa, więc w edytorze najpewniej zdziałasz
niewiele. Mimochodem poruszyłam temat szaty graficznej, więc nim przejdę do
treści właściwej bloga, słów kilka odnośnie całokształtu. Dominuje biel,
zdecydowanie rzuca się w oczy pole tekstowe. Lewą kolumnę urozmaica delikatny
obrazek, chociaż może właściwszym określeniem byłby szkic, przedstawiający
zamyśloną dziewczynę; sprawia wrażenie romantyczki, marzycielki. Całość jest
zdecydowanie minimalistyczna i schludna. Co więcej, muszę przyznać, że jestem
zaskoczona. Zabrałam się za ocenę z wiedzą, że w opowiadaniu pojawia się
członek kapeli i spodziewałam się, że właśnie ten zespół zdominuje szatę
graficzną, jak to bywa na większości blogów opisujących Real Person Fiction.
Ot, byłaby zagwozdka, gdyby wcześniej autorka mnie nie uprzedziła. Plusiki
lecą.
2. Oko w oko
·
Prolog
Już na samym początku wyłania
mi się obraz nieroztropnej bohaterki. Jest nocą w rodzinnym mieście i zmierza
do domu, chwilę temu przestał padać deszcz. Dziewczyna jest w trampkach i stara
się ich nie zamoczyć w kałużach. Naprawdę rozsądniej byłoby włożyć
odpowiedniejsze buty, gdy żyje się ze świadomością występowania częstych
deszczy wieczornych. Muszę przyznać, że fabuła leci dość schematycznie. Noc,
ciemne uliczki, bohaterka idzie przez park i przytrafia jej się coś złego (w
tym wypadku zostaje napadnięta i sekundy dzielą ją od zostania zgwałconą),
jednak w odpowiednim momencie pojawia się bohater, który najpewniej wybawi ją z
opresji. To było już wiele razy. Dziwnym trafem spodziewam się również naszego
członka kapeli w roli wybawiciela, co po prostu byłoby przypieczętowaniem kanonu tego typu opowiadań. Znalazłam
kilka nielogicznych sytuacji, nad którymi sugeruję się zastanowić. Primo,
zderzenie z nieznajomym mężczyzną w parku. Piszesz, że właściwie wszystkie
uliczki były ciemne, jednak mieszkańcom Sheffield to nie przeszkadzało, bo po
prostu znali swoje miasto. Wyjątkiem nie była również bohaterka. Dlaczego więc
musiała przyzwyczajać oczy do ciemności w parku? Dość nieprawdopodobne wydaje
mi się niezauważenie człowieka na drodze, chyba że dziewczyna tak zasłuchała
się w piosenkę w odtwarzaczu i myślała o niebieskich migdałach. Secundo,
napotkany mężczyzna okazuje się gwałcicielem. Z mojej perspektywy wygląda to
tak: ot, idzie dziewczyna, wpadła na mnie, nudzę się, będzie gwałt. Domyślam
się, że nie tak to miało wyglądać. Jeżeli całość była zaplanowana i miało to
spotkać pierwszą napotkaną kobietę, to jakoś wierzyć mi się nie chce, że ten
mężczyzna stał sobie po prostu na środku alejki i czekał. Tertio, bohaterka
dostaje kastetem w twarz i słyszy, że coś pękło jej w czaszce, po czym została
zalana falą bólu. Chwilę rozważałam tę kwestię. Oberwać mógł nos, kość
policzkowa lub płat czołowy, z czego ten ostatni nie wróżyłby nic dobrego. Nie
wspominasz o krwi, która zalewałaby twarz, więc wykluczam nos, chociaż to chyba
najczęściej atakowany punkt, gdy chce się obezwładnić przeciwnika. Przy
uszkodzonej kości policzkowej mogło również dojść do naderwania żuchwy,
zwłaszcza przy uderzeniu kastetem. Jednak bohaterka jest w stanie mówić, co
trochę nie pokrywa się ze skutkami. Pozostaje płat czołowy… Jeżeli zdrowo
chrupnęło, to doszło do pęknięcia czaszki. Jestem ciekawa, co wyjdzie w
dalszych rozdziałach i jak skończy się ta sprawa. Quarto, uszkodzenie
zewnętrznych dróg rodnych i cewki moczowej. Musiała między nogi naprawdę
porządnie oberwać jakimś narzędziem szarpiącym, skoro nawet spodnie nie
zmniejszyły uszkodzeń ciała, a warto zauważyć, że mowa o jeansach, więc to dość
gruby materiał. Moje pytanie, jak? Musiałaby nogi rozłożyć, a nic takiego w
opisie się nie pojawiło.
·
Rozdział
pierwszy
Już po przeczytaniu pierwszej
części tego rozdziału, zwracam autorce honor. Cieszę się, że na spotkanie z
naszą osobistością musimy jeszcze trochę poczekać. Spodziewałam się szpitala i
wyszło na moje – uszkodzenie czaszki, zatem płat czołowy. Z medycyną mam
wspólnego niewiele, nigdy jakoś mnie nie fascynowała, ale strzępki informacji,
poszerzone krótkim poszukiwaniem w Internecie, dają mi obraz skutków
uszkodzenia tej części czaszki. Sugerowałabym jakoś uściślić stopień
zaawansowania, bo póki co posiłkuję się tym chrupnięciem. Kość mogła pęknąć i
jak to mówią, na dwoje babka wróżyła. W najgorszym przypadku powinno dojść do
krwawienia wewnątrz czaszki, co nieuchronnie prowadzi do zgonu. Samo naruszenie
mózgu również wywołuje zmiany. Płat czołowy odpowiada za większość naszych
emocji. Jego uszkodzenie może powodować niezdolność do samodzielnego myślenia,
niestabilność emocjonalną, nagłe zmiany nastroju, narastającą agresję. Tutaj linkuję krótki (i pewnie bardzo okrojony) materiał, w który możesz sobie
zerknąć.
Do zmian dojść mogło, nie
musiało i wszystko sprowadza się do jakiegoś uściślenia z Twojej strony. Znów
pojawiają się pewnie nieścisłości à propos odzyskania świadomości. Dość
niecodzienne jest pełne wybudzenie. Ponoć nawet po czasie około czterdziestu
pięciu minut trwania w letargu człowiek jest zdezorientowany i długo nie może
dojść do siebie. Nasza bohaterka nie zapada ponownie w sen, co więcej, dość sprawnie
łączy fakty i analizuje otoczenie. Jest nawet w stanie rozmawiać i (!) podać z
pamięci numer telefonu swojej przyjaciółki. To sytuacja z medycznego punktu
widzenia dość niecodzienna. Dziwi mnie również kwestia rodziców. Gdy tylko
bohaterka osiągnęła pełnoletniość, rodzice zwinęli manatki i wylecieli na drugi
koniec świata, całkowicie przekonani, że ich ledwo-dorosła córka sobie poradzi.
Cóż, różni są rodziciele, ale to wciąż wydaje mi się bardzo niecodzienne.
Człowiek osiemnastoletni dorosły jest tylko na papierze. Co z całą dojrzałością
emocjonalną, odpowiedzialnością…? Cóż, my spotykamy się już z
dwudziestodwuletnią bohaterką i po chwili na scenę wkracza jej niezbyt
rozgarnięta, dwudziestoletnia przyjaciółka. Czy koronkowe majtki miały być elementem
komicznym? Owszem, zaznaczyłaś, że Jennifer jest bardzo niepraktyczna, ale
przedstawiłaś ją tak, że nie zdziwiłabym się, gdyby ze swojej torby wyciągnęła
nagle mikser lub toster, bo może się
przydać. I rozważania na temat rozdziału pierwszego kończę wątpliwościami,
które wiążą się ze współlokatorem z Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej…
·
Rozdział
drugi
Na początku za wiele do
powiedzenia nie miałam, bo w sumie nic konkretnego się nie działo. Potem jednak
wysiadło światło i muszę przyznać, że westchnęłam ciężko. Jeżeli prąd siadł w
tym szpitalu na całą noc, to rankiem połowa ludzi musiała wyjechać pod prześcieradłem.
Co z salami operacyjnymi? Aparaturą, która utrzymywała przy życiu? Rozumiem,
wszystko było potrzebne do zakończenia pierwszego fragmentu (swoją drogą
całkiem udane ironizowanie z romantycznej kolacji przy świecach), aczkolwiek cała
reszta nie trzyma się kupy. W sumie dobrze byłoby jednak się zastanowić, czy
szpitale nie mają awaryjnego źródła zasilania. Bo jeżeli nie, to pół szpitala
powinno zostać ewakuowane. Ach, miałam wspomnieć o świeczkach. To jest
straszliwie bezsensowne, że pielęgniarka lata po szpitalu i roznosi świeczki.
Wszystko wszystkim, ale świeczka w sali z szeregiem nieprzytomnych może się
skończyć pożarem. Chyba że szpital w Sheffield drastycznie próbuje obciąć
koszty…
Zastanawiam się również cały
czas nad przemyśleniami bohaterki odnośnie współlokatora, jak ciągle go
określa. Spodziewała się żywotnej blondynki po przeszczepie nerki i dziwi się,
że dostaje ostro poturbowanego chłopaka. Przecież wyraźnie była mowa o Oddziale
Intensywnej Opieki Medycznej. Tam
raczej ludzie o delikatnych przypadłościach nie trafiają… Wyobrażenie bohaterki
mogło, jak na mój gust, z trudem znaleźć się na pourazówce. Komentarze odnośnie
dwóch nonsensów napisałam przy cytatach, gdyż odnoszą się konkretnie do nich.
·
Rozdział
trzeci
Gdzieś tam po głowie kołatała
mi się myśl, że przybysz okaże się wspomnianym członkiem zespołu. Ale zanim
skupię się na jego postaci, słów kilka odnośnie kwestii przeprowadzonego
przesłuchania. April ma za sobą ciężkie przeżycia i biorąc pod uwagę jej
głęboką wiarę, mogła faktycznie być rozchwiana emocjonalnie. Trudno mi się
ustosunkować, gdyż na szczęście nigdy w podobnej sytuacji się nie znalazłam,
ale zaczynam odnosić wrażenie, że nasza bohaterka jest rozchwiana za bardzo.
Nie rozumiem również stwierdzenia, że przy przesłuchaniu nie będzie obecny
psycholog. Nie, taka sytuacja zupełnie nie powinna mieć miejsca. A bo to w Sheffield
mają tylko jednego? Obecność specjalisty przy takiej rozmowie jest wskazana.
Kilka swoich uwag naskrobałam również przy konkretnych cytatach, więc tutaj
wspomnę jeszcze o imieniu April. Bohaterka wspomina, że wywołuje ono śmiechy,
co jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe. Ludność anglojęzyczna ma taką dziwną
zasadę, że dzieciom nadają najróżniejsze imiona – Apple, Peach, Sky, Moon –
nikt się w sumie temu nie dziwi. Nawet w Polsce mamy Jagody, które notabene też
można uznać za dziwne. April jest popularne i całkiem normalne, gdy postawi się
je na tle tej gamy różnorodności. I w końcu słówko na temat bohatera – nie znam
zespołu, jednak postanowiłam się w tej kwestii dokształcić. Zaciekawiło mnie,
dlaczego Twój bohater jest blondynem, skoro Google pokazuje mi go jako ciemnego
bruneta. Jednak sprawę wyjaśniałaś komuś w komentarzach, więc i ja na takie
wytłumaczenie przystanę. Fani z pewnością są lepiej zorientowani niż laik.
·
Rozdział
czwarty
Tutaj przede wszystkim
zastanawiam się nad kwestią wypisania April do domu. Skąd taka nagła zmiana?
Dziewczyna nie powinna chyba siedzieć sama w mieszkaniu. Po takim urazie mogą
się czasem odzywać zawroty i bóle głowy oraz ogólne rozkojarzenie. Owszem,
teoretycznie może przy niej siedzieć przyjaciółka, ale nadal średnio mi się to
widzi. Inna sprawa, to odczepianie z niej kabelków. Gdy wcześniej zmieniano
opatrunki April, które notabene były chyba tylko na głowie, wniesiono do sali
parawan, mimo że leżący obok mężczyzna był nieprzytomny. Teraz Matt jest
rozbudzony, czuje się dość dobrze, a pielęgniarka zaczyna rozbierać przy nim
młodą kobietę. Owszem, wspomniałaś, że współlokator odwrócił wzrok, ale to
nadal dziwnie wygląda jako całokształt procedur lekarskich. To już ostatni z
Twoich rozdziałów, więc chciałam jeszcze zwrócić uwagę na jedną kwestię. Gdy
piszesz o naszym członku zespołu, używasz dwóch form: chłopak i mężczyzna.
Zastanawiałam się chwilę nad tą kwestią i myślę, że lepiej byłoby ujednolicić
określenie. Owszem, idąc tropem systematyki, chłopak jest mężczyzną, ale tworząc
opisy bohatera, określenie również w pewien sposób zarysowuje jego wiek.
„Chłopak” zostaje przypisany raczej do nastolatka, bo mało kto powie tak o
trzydziestoletnim mężczyźnie. Wiele wspólnego ma z tym również aparycja
opisywanego bohatera (czy wygląda na swój wiek lub może na starszego); to taka
moja drobna sugestia. Dość ciekawie zakończyłaś rozdział i po tej całej
rozmowie ma się wrażenie, że obrażenia Matta są spowodowane „przyjacielską
kłótnią w zespole”. Co będzie dalej? No cóż, to się dopiero okaże.
a) pierwsze uderzenie (kreacja świata przedstawionego) 15/25
Akcję umieszczasz w konkretnym
mieście, w Twoim opowiadaniu występują prawdziwi ludzie. Wychodzę z założenia,
że przy takiej konstrukcji trzeba trochę popracować, żeby nie wyszła kluska
fabularna. Problemem zdecydowanie jest dla mnie nieznajomość Bring Me The Horizon; imiona i nazwiska
członków, praca nad ich charakterami, specyficzne relacje w grupie.
Teoretycznie rzeczy, z którymi fan czasami może mieć problem, praktycznie
obserwacja zazwyczaj pozwala na wysuwanie trafnych wniosków. To jednak wymaga
siedzenia w temacie, więc ja z góry skazana byłabym na porażkę. Zakładam, że
przykładasz do tego wagę. Przejrzałam komentarze, zakładki. Z Twoich słów
wynika, że pragniesz oddać jak najbardziej realny obraz członków kapeli i to Ci
się chwali. Mam nadzieję, że nie zaczniesz zmieniać realiów na potrzeby swojej
historii, bo po czterech rozdziałach niewiele jestem jeszcze w stanie
powiedzieć, gdyż akcja rozgrywa się głównie w szpitalu. Podziwiam ludzi, którzy
podejmują się tworzenia historii w realnych miejscach, w których najpewniej
nigdy nie byli. Nie wiem, czy śledzisz na Google Maps topografię Sheffield i
tego na chwilę obecną sprawdzić nie jestem w stanie. Widzę natomiast, że nie
zawieszasz wszystkiego w próżni. Już w tych czterech pierwszych rozdziałach,
poprzedzonych prologiem, wspominasz coś o przeszłości bohaterki, zarysowujesz
pierwsze relacje w zespole Matta, wprowadzasz przyjaciółkę. Informacje zgrabnie
dawkujesz, chociażby fakt, że bardzo długo nie znaliśmy imienia dziewczyny, z
perspektywy której prowadzona jest historia. To było o plusach, a teraz słówko
o minusach, które również są. Mam wrażenie, że czasami brakuje wyobraźni
przestrzennej – wspominałam na przykład o awarii elektrycznej. Wszystko ładnie
pięknie, fajna scena między dwójką bohaterów, ale co z resztą pacjentów
szpitala? Lub rozmowa April i inspektora? A już zupełnie cofając się do
początków, nie do końca logiczne zachowanie w czasie napaści w parku. To niby
są niuanse, ale jak się nad tym zastanowić, świat przedstawiony traci. No i
fabuła, która przecież jest jedną z najważniejszych rzeczy! Niestety idzie dość
liniowo. Znów wszystko sprowadza się do czterech rozdziałów i szpitala, jednak
początek wygląda dziwnie znajomo. To częsty motyw: ciemna uliczka/park,
napaść/gwałt, szpital. Tutaj urozmaiceniem był fakt, że gwiazdor okazał się
współlokatorem na sali szpitalnej i bohaterka z miejsca się nie zakochała (bo w
miłość od pierwszego wejrzenia zresztą nie wierzy!), ba!, nawet go nie znała.
Mimo wszystko nadal niestety dominuje sztampowość…
b) wypad (bohaterowie) 10/10
April Newbury,
dwudziestodwuletnia dziewczyna, której rodzice cztery lata temu wyjechali do
Australii. Bardzo religijna chrześcijanka o wrażliwej duszy. Stworzyłaś bohaterkę,
która jest właściwie szarym człowiekiem. Informacje starannie dawkujesz, więc
na chwilę obecną nie mogę stwierdzić, czy April studiuje/pracuje. Rzuciłaś nam
ochłap informacji odnośnie jej życia uczuciowego oraz wspomniałaś o fakcie, że
ma psa. Wolno kolorujesz portret głównej bohaterki, jednak wychodzi Ci to
dobrze. Nieznajomość jej imienia podsycała ciekawość, informacja pojawia się
właściwie wtedy, gdy czytelnik najbardziej jej potrzebuje. Cieszę się również,
że panna Newbury nie jest typową Marysią Zuzanną, które tak męczą w wielu
opowiadaniach. Mogłabym zażarcie z April dyskutować o niektórych sprawach i
kłócić się z jej poglądami, ale taką właśnie ją stworzyłaś. Jeżeli bohaterka
wywołuje emocje (różne od skrajnej odrazy), to znaczy, że jest dobrze. Jedynie
zasugerowałabym więcej opisów jej wyglądu, gdyż dość obszernie przedstawiłaś
nam Matta. Brakuje trochę równowagi. No właśnie, Matt Kean. Postanowiłam
przyjrzeć się jego zdjęciom i nie pokrywa się trochę jego wygląd z Twoim
opisem, ale tę kwestię poruszyłam wyżej. Tutaj próbujesz przejąć kontrolę nad
żywym człowiekiem, więc mam nadzieję, że masz w planach przedstawić go takim,
jakim jest w istocie. Z tekstu wnika, że kształcił się w filozofii, ma ciekawe
poglądy na temat życia. Mówi bardzo mądrze, jest dość kulturalny i sprawia
wrażenie sympatycznego. Na jego temat nie wiemy wiele, gdyż bohaterka nigdy nie
interesowała się zespołem, więc przypuszczam, że informacje będą pojawiały się
w miarę czytania. Wygląda to naturalnie! Zdziwiłabym się, gdyby April była w
stanie wyrecytować biografię obcego jej człowieka. Czytelnik bazuje na obrazie,
który widzi główna bohaterka. Myślę, że przy kreacji bohaterów zasługujesz na
dziesiątkę.
C) uskok (opisy, dialogi, styl) 15/20
Początkowo miałam zarzucić
brak równowagi pomiędzy ogromną ilością opisów i dialogiem. Jednak w momencie,
gdy tekst aż prosił się o jakąś rozmowę między bohaterami, ty po prostu ją
stworzyłaś. Odetchnęłam z ulgą, że zrobiło się naturalnie. Wszystkie wypowiedzi
nie są sztuczne, właściwie można by je zasłyszeć na ulicy. Brak rozległych
elaboratów, sypania cytatami lub prawdami życiowymi; ot, po prostu wymiana zdań
(nawet specyficzny sposób wypowiedzi Matta do niego pasuje). Od samego początku
czytelnik może śledzić wewnętrzne monologi April, często strumień świadomości.
Możemy przeczytać o jej poglądach, wyobrażeniach i pojawia się nawet osobista
modlitwa. Zauważyłam, droga Illuminato, że lubisz tworzyć zdania wielokrotnie
złożone. W którymś rozdziale cały akapit był jednym zdaniem! To świadczy z
pewnością o chęci do zabawy słowem, a i pewne umiejętności musisz mieć, by nie
sypać z rękawa powtórzeniami. Tak, tych zbyt wiele nie ma i bardzo dobrze!
Zauważyłam natomiast, że do swoich długich zdań lubisz wrzucać różnorodne
informacje, które czasami prowadzą do rozproszenia uwagi. Proponuję skupić się
na jednej rzeczy lub bardzo długie zdania skrócić. Twój tekst czyta się
przyjemnie, jest lekki i nie męczy. Wspominałam o tendencji do uciekania w
patos, ale dowiedziałam się, że swego czasu bawiłaś się prozą poetycką i może
stąd takie skłonności. Nie zrozum mnie źle, kwiecisty styl jest czasami
potrzebny, jednak unikaj takich wstawek pojawiających się całkowicie znienacka.
Zauważyłam momenty, w których bohaterka ironiczne podsumowuje daną sytuację i
to spodobało mi się chyba najbardziej. Ciekawa koncepcja i dobre wykonanie.
Prowadzenie narracji pierwszoosobowej bywa czasem kłopotliwe, bo rezygnujemy z
wszechwiedzy. U Ciebie wszystko wygląda dosyć naturalnie. Pozwolę sobie na dość
poetyckie stwierdzenie, że czytelnik dzieli zmysły z bohaterką. Słyszymy to, co
usłyszy ona i widzimy tylko to, co zobaczy April. I prawidłowo. Plusem jeszcze
zdecydowanie będzie przemycanie smaczków w opisach. Wchodzi pani doktor, pach,
dostajemy wzmianki na temat jej wyglądu. Nic poza tym, co zobaczy bohaterka i
co pojawi się w jej głowie. Tutaj wszystko w porządku!
d) cięcie (poprawność) 10/15
Przerażających błędów nie
robisz, interpunkcja też trzymana w sumie w ryzach, bo przecinki w tekście nie
szaleją. Czasami pojawiają się zawirowania w długich zdaniach, jednak poniższe
rady w większości są moimi sugestiami, które możesz, lecz nie musisz wziąć pod
uwagę. Wspominałam o zapisie dialogu, jednak musiała to być jednorazowa
pomyłka, bo potem zapis był już poprawny. Będę tylko krzyczeć o myślnik zamiast
dywizu. Ustawić go możesz sobie automatycznie w Wordzie lub wciskając ctrl i
minus na klawiaturze numerycznej. Jednak już bez zbędnych wstępów, wszystko
poniżej.
Prolog
1. Pąki kwiatów na klombach
otwierały się, ukazując wachlarz kolorów i ożywiając dotychczas ponure aleje
(…)
Z tym zdaniem niby jest
wszystko w porządku, ale mam ale. Primo, sugeruję delikatną korektę odnośnie
kwiatów. Niby czytelnik wie, co autor miał na myśli, jednak proponuję
ujednoznacznić, iż to kwitnące rośliny rosły na klombach i ich kwiaty się
otwierały. Secundo, o kwiatach wspominasz przy okazji opisu miasta nocną porą.
Otóż tak naprawdę niewiele jest gatunków, które rozkwitają po zmierzchu,
większość kwiatów raczej otwiera się do słońca. Także opis jak najbardziej,
jednak w innym kontekście. Tak samo potem wspominasz o deszczu, który pada
praktycznie codziennie. Nie sądzę, żeby większość kwiatów przetrwała ulewy i
wciąż wyglądała pięknie.
2. Fala bólu zalała całe
ciało, w oczach zobaczyłam jeszcze ciemniejszy mrok niż ten, który panował w
parku.
Niby pojawiają się te
poetyckie odcienie czerni i szarości. Niby proza poetycka ma to do siebie, że
pleonazm rośnie na pleonazmie. Ale ciemniejszy mrok nigdy dobrze nie wyglądał i
wyglądać dobrze nie będzie. Jest dużo lepszych określ na stan bohaterki.
Chociażby stwierdzenie, że w oczach pociemniało i nie była już w stanie widzieć
parku, który do tej pory zdawał się tonąć w czerni.
3. Bluzka została brutalnie ze mnie zdarta, a czyjeś szorstkie i wcale czułe paluchy zaczęły błądzić po moim
brzuchu, przesuwając się do góry w kierunku drobnych piersi.
Myślę, że chodzi o nieczułe
palce, bo byłoby to dość dziwne, gdyby gwałciciel bawił się w czułości…
Określenie „wcale czułe palce” można właśnie odebrać jako „dość czułe”.
4. Ostatkiem sił poderwałam
nogi do góry i na oślep wymierzyłam kopniaka w mężczyzn.
Mężczyznę. Bo w dwóch
jednocześnie kopać trudno.
5. (…) doszłam do górnej
granicy wytrzymałości na doznawane cierpienie.
Sugeruję użyć określenia „próg
bólu”.
6. (…)słyszałam głosy zza
świata.
Chyba lepiej byłoby „z
zaświatów”.
Rozdział pierwszy
1. (…) a pod nieco
zdrętwiałą, czymś owiniętą głową wyczułam miękkość kolejnej tkaniny.
Sugeruję oddzielenie „czymś
owiniętą głową” przecinkami. Zastanawiam się też nad kwestią miękkości tkaniny.
Jasne, chodzi o poduszkę, więc może lepiej opisać to w taki sposób? Bo sama
tkanina miękka raczej nie jest i ciężko to wyczuć przez bandaż. Poza tym, zdrętwiała głowa?
2. (…)jakby zamiast mazi
stawowej płynęła w nich rozgrzana magma.
Tutaj w pierwszej chwili
chciałam zwrócić uwagę na terminologię magma-lawa, ale skoro magmą określamy
stop pod ziemią, to od biedy można go zastosować przy określeniu płynów
wewnątrz ciała. Niepoprawne natomiast jest „rozgrzana magma”, która gorąca jest
z założenia.
3. Wśród takich tortur
swędzenie gojących się ran na policzkach
i rękach oraz bolesność kości policzkowej
wydawały się drobnymi dolegliwościami (…)
4. Pośpiesznie przeżegnałam
się, czyniąc znak krzyża, i pozwoliłam (…)
Żegnamy się właśnie poprzez
znak krzyża, więc uściślenie absolutnie niepotrzebne.
5. - Witaj, jestem doktor
Woodsen – kobieta z uśmiechem przywitała się i wyciągnęła w moim kierunku dłoń,
lecz nie uścisnęłam jej.
W zapisie dialogów obowiązuje
pewna zasada. Wypowiedź bohatera kończymy znakiem interpunkcyjnym, a po
myślniku zaczynamy wielką literą, gdy osoba mówiąca wykonuje czynność różną od
mówienia. Zaliczają się do tego wszystkie uśmiechy, marszczenia brwiitp. Nie
stosujemy znaku interpunkcyjnego, gdy po myślniku pada powiedział, szepnął, wymruczał, rzucił itp.
6. Chwyciła tabliczkę
powieszoną na łóżku, przy moich nogach i zaczęła studiować zapisane na niej
informacje.
Bez przecinka.
7. Puściła w moim kierunku
perskie oko.
Domyślam się, ze chodziło o
puszczenie oczka, jednak coś mi w tym wyrażeniu nie pasowało. Sprawdziłam i
moje przypuszczenia okazały się słuszne. Samo perskie oko jest kolokwialnym
określeniem dla szklanej protezy oka, której pani doktor chyba nie miała,
prawda? Natomiast puszczenie perskiego oka ma trzy znaczenia: rodzaj
uwodzicielskiego spoglądania na płeć przeciwną, stosowania techniki
żartobliwego przekazywania treści „między wierszami” w utworach literackich
oraz określenie stwierdzające stan silnego upojenia alkoholowego, powiązanego z
utratą kontroli nad ruchami gałek ocznych. Także chyba nie o to tutaj chodziło.
8. Bez Anglii chyba
umarłabym, dlatego też rodzice poczekali do moich osiemnastych urodzin (…)
Tutaj jest w sumie wszystko
poprawnie, ale sugeruję drobną korektę. „Bez Anglii chyba bym umarła, (…)”
brzmi jakoś zgrabniej.
9. (…) nigdy nie udało mi się
spotkać kogoś, kogo z radością mogłabym nazwać narzeczonym.
W sumie to dość logiczne, bo
narzeczonym staje się mężczyzna, który postanowi się oświadczyć…
10. Najwyraźniej doktor
Woodsen nie miała do mnie więcej pytań, bo podeszła do stojaka z kroplówką,
zdjęła z niego puste opakowanie i założyła nowe (…)
Skąd je miała? Takich rzeczy
chyba nie trzymali w salce, w której, według Twojego opisu, znajdowały się
tylko szafki nocne.
11. Oprócz poturbowania, nie
zdążyli wyrządzić ci żadnej większej krzywdy (…)
Bez przecinka.
12. Głupio mi było, że
na początku byłam trochę oschła (…)
13. Smukłe ciało ubrane było
w zwiewną, długą do ziemi suknię, spod której wystawały skromne skórzane
sandały.
Tutaj teoretycznie błędu nie
ma, jednak chciałam zasugerować zamianę „sukni” na „sukienkę”. Pierwsze określenie
tyczy się raczej strojów wieczorowych czy ciężkich, powłóczystych szat.
Przyjaciółka bohaterki miała na sobie najpewniej letnią, cienką sukienkę,
prawda? Po prostu to lepiej wygląda, ale w gruncie rzeczy pozostawiam to do
Twojej decyzji.
14. Dziewczyna podeszła
bliżej , z braku krzesła, usiadła na skraju łóżka, założyła nogę na nogę.
Primo, zbędna spacja przy pierwszym przecinku. Secundo, uważam przecinek po słowie „krzesła” za zbędny.
Primo, zbędna spacja przy pierwszym przecinku. Secundo, uważam przecinek po słowie „krzesła” za zbędny.
15. - Jen, dobrze wiesz, że
nie lubię krzyżówek, nigdy ich nie rozwiązywałam – przerwałam przyjaciółce. -
Zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? – odparła i kontynuowała
wypakowywanie.
Drugi człon dialogu po enterze.
Drugi człon dialogu po enterze.
16. Większość rzeczy
przyniesionych przez nią okazało się całkowicie nieprzydatnych.
Sugeruję drobną zmianę szyku
(„większość przyniesionych przez nią rzeczy”) oraz „nieprzydatna” zamiast
„nieprzydatnych”.
17. Przyniosłam Wichrowe
wzgórza i Jesienną miłość.
Daj na tytuły cudzysłów lub
kursywę.
18. (…)że zdoła mnie
przekonać do zagłębienia się w łzawe
i wcale ciekawe romansidła,
przypominające brazylijską telenowelę.
Tutaj znowu mamy sytuację
podobną do „wcale delikatne”. Tworząc taką konstrukcję, dajesz do zrozumienia,
że coś jest dość interesujące. Miało być chyba „nieciekawe”, prawda? I „we”
zamiast „w”.
19. W trwającej erze show biznesu i pogoni za pieniądzem
liczyły się układy i to, kto żeniąc się z kim więcej zyska.
Słownik wyrazów obcych ponoć
opracował wersję show-biznes. I ta wzmianka o ustawianych małżeństwach jest
trochę naiwna i taka bez sensu. Przecież nigdzie nie było mowy o sławnych
ludziach, a i wśród takich zdarzają się małżeństwa z miłości.
20. (…)bo porzuciła
wypakowywanie wszystkiego na pościel, położyła torbę na podłogę (…)
Odłożyła na podłogę, położyła
na podłodze. Tak wyglądałoby lepiej.
Rozdział drugi
1. Bezczynność, na jaką
zostałam skazana w szpitalu, denerwowała mnie.
Mnie denerwowała.
2. Gdybym mogła wyjść, zająć
się czymkolwiek, moje ponure myśli samoczynnie oddaliłyby się.
Sugeruję: ponure myśli
oddaliłyby się samoczynnie.
3. Wyobrażałam ją sobie jako
zamożną nauczycielkę francuskiego o nienagannych manierach i równie
perfekcyjnym ciele nieskażonym przez brudne i nachalne paluchy (…)
Dałabym przecinek po „ciele”.
4. Nie będę ukrywać, że
zdziwiła mnie blada, nieprzytomna osoba wyglądająca na martwą, która przed
kolacją zawitała do mojej sali, i w żadnym stopniu nie przypominająca
wyimaginowanej kobiety.
Sugeruję: zdziwiła mnie blada,
wyglądająca na martwą, nieprzytomna osoba (…)
5. (…)(nawiasem mówiąc, w
myślach nazwałam je trumną na
kółkach) ustawiły je po mojej
prawicy (…)
Oh, prawica jest poprawna, ale
brzmi strasznie patetycznie, nie sądzisz? Nie lepiej po prostu „po prawej
stronie”?
6. Gdyby nie delikatnie
zaróżowione świeże blizny na policzkach, można by rzec o twarzy mężczyzny, że
została odlana z marmuru – sprawiała wrażenie szlachetnej i wyniosłej, ale też zimnej i twardej.
Odlana może być z brązu, z
marmuru (lub jakiegokolwiek innego kamienia) co najwyżej wyciosana. „Szlachetny
i wyniosły” w żadnym stopniu nie wyklucza „zimnej i twardej".
7. Poza wymienionymi cechami
urody (…)
Te cechy urody brzmią dość
dziwnie. Może po prostu „cechami twarzy”?
8. (…) gdyby ów młodzieńca przyrównać do mnie
wzrostem (…)
Owego.
9. Nie trzeba było jednak
długo czekać, by włączyło się nikłe oświetlenie awaryjne emitowane przez płaską
lampę nad wejściem.
Postawiłabym przecinek przed
„emitowane”. Dziwnie również brzmi to „emitowane światło awaryjne”. Może
„światło awaryjne w postaci płaskiej lampy nad wejściem”?
10. - Zaraz powinna zjawić
się salowa z kolacją – rzuciła na odchodne.
Na odchodnym.
11. (…)mały kotlecik uduszony
na parze i pokrojony na drobne kawałki przez miłą kobietę roznoszącą posiłki
oraz kupka ziemniaków piure nie
zapełniły mojego żołądka.
Wzmiankę o tej kobiecie
zamknęłabym przecinkami, bo to w sumie dość wyraźne wtrącenie. „Puree” zamiast
„piure”.
12. Mój lokator nadal lekko
przyćmiony środkami nasenno-przeciwbólowymi nie miał nawet szansy powąchać
dziwnego kleiku.
Tutaj wzmiankę o środkach
nasenno-przeciwbólowych też dałabym w przecinki.
13. Po zebraniu brudnych
naczyń przyszedł czas na pierwszą zmianę opatrunku. Z tym jest jak z bielizną –
nieważne w jakich warunkach się znajdujesz, to musisz ją zmienić, bo w
przeciwnym razie zacznie się robić nieprzyjemnie.
Brzmi bardzo mądrze,
aczkolwiek nie do końca ma sens… No bo nie zawsze zmienia się opatrunki, na
przykład wtedy, gdy jest obawa przed zerwaniem skrzepu. Nie zmienia się ich
również, gdy nie ma warunków i jest obawa, że rana zostanie zapaskudzona. No i
bielizny też nie zmienisz np. w dziczy. Są sytuacje, gdy ludzi naprawdę nie
obchodzi, czy masz bieliznę świeżą czy wczorajszą. Także porównanie dość
kulawe.
14. (…) druga po naciągnięciu
gumowych rękawiczek przystąpiła do zdejmowania bandaża z mojej czaszki.
Wciąganie rękawiczek dałabym
jako wtrącenie.
15. Im mniej opatrunku było
na głowie, tym bardziej miałam wrażenie, że puchnę i robię się obrzmiała, że
zaraz moja potylica rozpruje się jak podziurawiona przez mole tkanina.
Zaraz, zaraz, moment. Przecież
bohaterka oberwała w czoło. I nie upadła gwałtowanie na ziemię, więc potylica
nie powinna zostać uszkodzona. Więc skąd to wrażenie?
16. Dotychczas trzymałam się
tego polecenia, jednak tym razem zamiast zająć się własnymi myślami wytężyłam
słuch.
Własne myśli też dałabym w
formie wtrącenia.
17. Zerknęłam na lokatora,
który zamkniętymi oczami wpatrywał się w sufit.
Takie określenie pasuje do
prozy poetyckiej, ale tutaj, jak na mój gust, niespecjalnie.
18. Nie wiedziałam, dlaczego
rodzice zdecydowali się wychować mnie w mniej popularnym w Anglii odłamie
chrześcijaństwa, jednak nie wnikałam w ich decyzje.
Być może dlatego, że nie
pasował im anglikanizm? Bo za głowę Kościoła uważali papieża nie monarchę? Bo
takie mieli przekonania…?
19. Radosna ekstaza wypełniła
moje ciało, drobne stopy dreszczy zastepowały na moich plecach.
Chwilę musiała się zastanowić,
co te stopy dreszczy zrobiły. Jeżeli koniecznie potrzebujesz tak poetyckiego
określenia, to może „zaczęły stepować”? Aczkolwiek uważam, że masz tendencję do
upychania w tekście prozy poetyckiej, która nie do końca zgrywa się z całością.
20. Ze zdumieniem odkryłam,
że rozszerzone szare oczy chłopaka z bliznami wpatrują się we mnie z
zafascynowaniem i poprzez źrenice przenikają do mózgu.
Z tego zdania wynika, że rozszerzone szare
oczy chłopaka przenikają do mózgu bohaterki poprzez jej źrenice. Co więcej,
oczy nie mogą się rozszerzać. To właśnie źrenice zmieniają swoją wielkość w
zależności od natężenia światła. Oczy mogły być co najwyżej wytrzeszczone lub
szeroko otwarte.
21. - A ty nie? – spytałam, żeby przegonić narastające uczucie
infiltracji.
No… w sumie nie. Bo
nieprzytomny leżał. Poza tym znów mamy sytuację, gdy ktoś będący
(najprawdopodobniej) w śpiączce medycznej nagle się budzi i powraca do pełni
sił witalnych i umysłowych.
22. Nie potrafię uwierzyć w
to, że Stary i Nowy Testament to wymyślona przed wiekami bajka, bo tego też
nikt nie udowodnił.
Tutaj coś się nie trzyma kupy.
Bo według niego Testamenty powinny być bajką wymyśloną przed wiekami, bo nikt
tego nie udowodnił.
23. Czyli znajduję się w
próżni deizmu między nauką a religią, między wiarą a ateizmem.
Nie do końca. „Próżnia deizmu”
brzmi ładnie, ale próżnia zawsze będzie próżnią. Jest pusta.
24. - Mam licencjat z
filozofii.
I tutaj powiem tak. Z tego co
wiem, szkolnictwo angielskie, amerykańskie i australijskie nie uznaje
licencjatu. Pierwszym poważnym dyplomem jest magister (Master of sth) i jest to pierwszy znaczący tytuł. Licencjat w
formie licencjatu polskiego nie występuje.
Rozdział trzeci
1. Miałam w sobie wiele
empatii, lecz po trzech godzinach wysłuchiwania cichych krzyków przerażenia i
błagalnych jęków pokłady wyrozumiałości skończyły się.
Dałabym przecinek po „jęków”.
2. Siedział tyłem do
przebudzonego filozofa i otwierał notatnik, szukając nie zapisanej strony.
Niezapisanej. I niespecjalnie
dobrze to wygląda, że obcy mężczyzna po prostu siada na jej łóżku. Powinni
wstawić tam krzesło. Co więcej, przesłuchanie w obecności drugiego pacjenta?
Który na dodatek jest całkowicie świadomy. Nie, to tak nie działa i działać nie
powinno.
3. (…) jego twarz zamieniła się w kamień ożywiony jedynie oczami.
Z tego zdania wynika, że oczy
ożywiły kamień.
4. Byłam zdenerwowana, nie
chciałam dać tego po sobie poznać, a chłopak mi w tym nie pomagał. Wwiercał się
we mnie, penetrował mózg i rozsiewał w nim ziarnko niepewności.
Filozof wwiercał się w nią
całym ciałem? Ten opis nie wygląda dobrze. Powiem więcej, wygląda wręcz
śmiesznie. Teoretycznie wiem, co miałaś na myśli, ale sugeruję ubrać to inaczej
w słowa. Wspomnij o wzroku chłopaka, który „penetrował mózg”, jeżeli tak bardzo
zależy Ci na tym określeniu, ale ono też nie wygląda rewelacyjnie.
5. Obfite, słone krople
żłobiły sobie drogę na skórze, skapywały z brody i wsiąkały w materiał piżamy
lub spływały po szyi i nikły w nieprzeniknionych czeluściach dekoltu.
Znów dość wyraźnie wchodzi
tutaj określenie wybitnie poetyckie. Zastanawiam się nad „nieprzeniknionymi
czeluściami dekoltu”… Myślę, że to wyrażenie powinno zostać zastąpione innym.
6. Nie odważyłam się nic
więcej powiedzieć ani unieść powiek i pożegnać inspektora. Dłonie drżały. Usta
również dygotały. Cała się trzęsłam. Nie byłam wstanie wykonać jakiegokolwiek
ruchu bądź gestu.
Tutaj taki misz-masz. Kiedy
ona zamknęła oczy? Miała je zamknięte cały czas? Nie pasuje mi też określenie
„dygocące usta”… No i skoro wszystko się trzęsło, to wykonywała ruchy, więc
końcówka jest niespójna.
7. Poczułam, jak czyjeś
delikatne dłonie chwytają mnie i pomagają przenieść na łóżko.
Aha, czyli pan inspektor
rozsiadł się na łóżku chorej, a ona siedziała w wózku inwalidzkim? Logiczne…
8. Współlokator najwyraźniej
obrał sobie moją osobę jako przedobiadową rozrywkę.
To zdanie brzmi dziwnie. Może:
stałam się rozrywką dla mojego współlokatora?
Rozdział czwarty
1. Zgodziłam się na wszystko,
byleby wydostać się stąd.
To zdanie mi jakoś nie leży.
Bo „stąd” zastąpiłabym „stamtąd” lub zmieniła zdanie na: zgodziłabym się na
wszystko, byleby się stąd wydostać.
2. Rozpromieniona pożegnałam
całą świtę lekarską, która przesunęła się do Matthewa .
Wpadła ci spacja przed kropką.
3. Znalazłam odpowiedź na
nurtującą mnie zagadkę, gdy zza pleców wysokiego mężczyzny wyłonił się o głowę
albo i dwie niższy chłopak.
„Albo i dwie” oddzieliłabym
przecinkami.
4. Nieco pucułowata i
zarumieniona twarz rozciągała się w uśmiechu.
To ileż razy on się uśmiechał
i przestawał? Chyba rozciągnęła się jeden raz.
5. - Oczywiście,
mademoiselle. – Uśmiechnięty chłopak ukłonił się nisko i puścił perskie oko do
zawstydzonej absolwentki medycyny (…)
O perskim oku już wspominałam,
zastanawiam się nad „mademoiselle”. To określenie francuskie, prawda? Nie
powinno być raczej „madame”?
6. Mężczyzna, prawdopodobnie
piąty, zarazem ostatni członek zespołu, może nie był wzrostu Olivera, ale
nadrabiał delikatnie wyrzeźbionym bicepsem.
Ale tylko jeden ten biceps
miał…?
7. Poklepał w kołdrę w miejscu, gdzie znajdowała
się dolna kończyna przyjaciela.
Usunęłabym to w.
8. (…) spod którego wystawały ciemnobrązowe kosmyki nie mytych od dłuższego czasu włosów.
Niemytych.
9. (…) powiedziałam,
lustrując Matthewawzrokiem.
10. Może faktycznie zbyt
bardzo zrósł się z nimi (…)
Sugeruję słowo „zżył” zamiast
„zrósł”.
e) pchnięcie (oryginalność) 0/5
Niestety na chwilę obecną
opowiadanie oryginalne nie jest. Przyjemnie się czyta, poprawne, ale to nadal
pozycja jedna z wielu.
3. Ostatni cios (punkty dodatkowe i/lub podsumowanie starcia) 0/5
Symfonia Sympatii nie zachwyciła mnie na tyle, by przyznawać punkty
dodatkowe. To poprawnie skonstruowane opowiadanie z wątkami, które mogą zostać
ciekawie rozwinięte. Tekst ma potencjał, jestem ciekawa, czy do końca uda Ci
się nie naginać realiów rzeczywistości na korzyść bohaterów. Historie z
gwiazdami zazwyczaj krążą wokół jednego toru, niestety Twój tekst na chwilę
obecną nie jest wyjątkiem. Nie jestem jednak w stanie przewidzieć, co wydarzy
się dalej. Życzę dużo weny, chęci do pisania i pomysłów, bo Symfonia jest
dobrym tekstem, który na chwilę obecną można sobie dla relaksu przeczytać w
jedno popołudnie. Mam nadzieję, że moje drobne rady i sugestie okażą się
pomocne. Ja bardzo się cieszę, że mogłam ocenić Twój tekst i przyznaję Ci 60 na 90 punktów.
Triss ostatni raz zamachnęła
się mieczem, który gładko wszedł w ciało przeciwnika. Rozległ się krótki skowyt
i rzężenie, gdy stwór zaczął się dławić krwią. W końcu padł, chwilę tylko drżał
wśród traw i znieruchomiał. Merigold rzuciła oręż na ziemię i otarła usta
dłonią w skórzanej rękawiczce.
– Alp – rzuciła do siebie. – Jak ja nienawidzę trupojadów – dodała po
chwili i uprzednio odrąbawszy głowę potwora, zabrała ją ze sobą, kierując kroki
do wioski, by odebrać należną zapłatę.
Ach, czekacie na opinię o ocenie, a ja w sprawie organizacyjnej, trochę mi głupio. No nic, w końcu złym człekiem jestem.
OdpowiedzUsuńWolna kolejka jak najbardziej mi pasuje, ironicznie dodając: w gniciu w niej jestem naprawdę dobra ^^
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za szczerość <3
Z tego co wiem, oceniająca kontaktowała się z Tobą, więc Wolna Kolejka absolutnie nie jest naszą złą wolą! Jesteś w niej pierwsza, więc trafisz do pierwszego oceniającego, który podejmuje się oceniania fantasy; obecnie czekam na odzew potencjalnej stażystki, ma tydzień na ocenienie wyznaczonego bloga. Myślę, że niebawem wszystko się wyjaśni :)
UsuńMatuchno boska, ja naprawdę zabrzmiałam jak obrażone dziecko? :< To już powinno się chyba leczyć.
UsuńGdzież mi do złej woli jakiejś, tfu! Broń Silthe za złe nie mam, serio, znowu jest niezrozumianym człekiem.
Czas ograniczyć sarkazm xD
Dziękuję za ocenę. Nie napiszę dłuższego komentarza, ponieważ nie mam dostępu do komputera, a na telefonie nie chce mi się rozpisywać. Pewnie kiedy indziej się rozpisze :-)
OdpowiedzUsuńAch, jednak tak krótko coś naskrobię. Nie pomyślałam, że ktoś może odebrać przypadłość Matta jako spowodowaną przez kumpli z zespołu. Zaprzeczam Twojemu domyslowi i informuję, że to nie jest zwykłe pobicie, ale coś poważniejszego.
UsuńZapewne zauważyłaś, że mam betę i ufam jej w wielu kwestiach, więc pozwól, że niektorych błędów (szczególnie tych interpunkcyjnych) nie poprawię. Błędów logicznych niestety moja beta mi nie wskazuje - te wytkniete przez Ciebie zauważyłam dopiero teraz i postaram się je naprawić.
Jeszcze raz dziękuję i przepraszam za błędy - piszę z telefonu.
Właściwie z przecinkami błędów nie było, moje komentarze uznaj raczej za sugestie! Pewnie rozśmieszyły Cię niektóre moje hipotezy, ale to chyba przywilej czytelnika, że różne rzeczy sobie wyobraża :)
UsuńTak btw. imię Matthew jest nieodmienne, więc nie powinno być "Matthewa".
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twoja "debiutancka" ocena. Nie wiem, czy ocenianiem zajmujesz się od niedawna, ale czuć tutaj duszę oceniającej. Naprawdę, jedna z najbardziej profesjonalnych ocen, jakie udało mi się spotkać w blogosferze.
OdpowiedzUsuńZdarzyło Ci się kilka błędów, ale zapewne umknęły przy sprawdzaniu recenzji.
Nie rozumiem również stwierdzenia, że przy przesłuchanie nie będzie obecny psycholog. - powinno być przesłuchania.
No cóż, to się dopiero okaże - brak kropki.
Co do nazewnictwa w Ameryce - faktycznie, można spotkać tam wiele nietypowych imion, ale polega to głównie na brzmieniu wyrazu, a nie na samym wyrazie.
Kiedy napisałaś o Marysi Zuzannie, przez chwilę musiałem się zastanowić, o co Ci chodzi. Później uświadomiłem sobie, że to polska wersja popularnej Mary Sue.
Aha! Prawie bym zapomniał! Chciałbym Cię poinformować o zmianie adresu. Tym razem mój blog można znaleźć pod adresem wcielenia-gnoma.blogspot.com. Mam nadzieję, że to nie zrazi Cię do napisania oceny, bo bardzo mi na niej zależy.
Dziękuję za znalezienie literówek! Nie powinny się pojawiać i zdecydowanie nie powinnam się usprawiedliwiać, więc po prostu je poprawię. Zaraz również zmienię adres Twojego bloga w kolejce.
Usuń"Naprawdę rozsądniej byłoby ubrać odpowiedniejsze buty, gdy żyje się ze świadomością występowania częstych deszczy wieczornych." A w co te buty ubrać?
OdpowiedzUsuń"Primo, zderzenie z nieznajomym mężczyzną w parku. Piszesz, że właściwie wszystkie uliczki były ciemne, jednak mieszkańcom Sheffield to nie przeszkadzało, bo po prostu znali swoje miasto. Wyjątkiem nie była również bohaterka. Dlaczego więc musiała przyzwyczajać oczy do ciemności w parku?" To, że dziewczę zna swoje miasto, nie znaczy, że zaczęło nagle widzieć w ciemności.
"Jest nawet w stanie rozmawiać i (!) podać z pamięci numer telefonu swojej przyjaciółki." Nie wiem czemu tu wykrzyknikiem podkreślasz i, a nie choćby podać z pamięci numer. Wychodzi na to, że dziwi Cię to, że bohaterka jest w stanie zrobić dwie rzeczy naraz.
"To częsty motyw: ciemna uliczka/park, napaś/gwałt, szpital." Napaść.
Generalnie ocena jest sensowna i porządnie napisana. Znalazło się w niej właściwie wszystko to, co znaleźć się powinno, w dodatku podana jest w przystępnej formie (choć akapitów bardzo brak!). Także ten, keep up the good work!
Pozdrowienia,
Miękko
Ha, złapałam się na tym paskudztwie ubrać/założyć/włożyć! A myślałam, że już mi się to nie zdarzy. Masz rację tutaj w zupełności. Jeżeli chodzi o przyzwyczajenie oczu do ciemności, miałam na myśli fakt, że wcześniej szła równie ciemnymi uliczkami, więc nie była narażona na drastyczną zmianę oświetlenia. Stąd zdziwienie. A uwaga odnośnie numeru telefonu miała podkreślić, że bohaterka bez problemu przywołuje w pamięci wyuczony numer, mimo że powinna być otępiała, senna i skołowana faktem trwania w tak długim letargu. Literówkę "napaś" oczywiście poprawiam. Dziękuję za wszystkie uwagi! Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
UsuńBardzo podoba mi się twoja ocena i naprawdę cieszę się, że zdecydowałam się tutaj dołączyć, a ty mnie przyjęłaś. :)
OdpowiedzUsuń