poniedziałek, 12 sierpnia 2013

002 take-a-bite-out-of-death

Witam wszystkich czytelników oraz koleżanki oceniające. To będzie moja pierwsza ocena od bardzo dawna, nie licząc oceny rekrutacyjnej, którą widziała i czytała tylko jedna osoba. Niezwykle jestem ciekawa reakcji czytelników, ale także samej ocenianej. Mam nadzieję, że nikt nie odbierze negatywnie tego, że w ocenie zostały wykorzystane tak zwane reaction gifs, są dla urozmaicenia, bo widziałam na kilku ocenialniach taki zabieg, a nie dla złośliwości. Wszelkie uwagi mile widziane.


1. Rozpoznanie (adres, belka, szablon) (7/10)
Zleceniodawca: – Cuddle
Zlecenie: Niewinna twarz
Zacznę od tego, że moja rozdzielczość monitora zdaje się być za mała na szatę graficzną goszczącą na blogu – Cuddle. Nagłówek zajmuje prawie całość ekranu, po zjechaniu na dół dopiero ukazuje mi się reszta, a w zasadzie zasadnicza część bloga. Nie sądzę, by miało to jakieś większe znaczenie, aczkolwiek należę do osób, które wolą minimalizm. Sama grafika w nagłówku oraz estetyka szablonu nie powalają, choć kolorystyka jest ładna i barwy dobrze ze sobą współgrają. Jeśli chodzi o nagłówek, nie jestem wielką fanką takiego rodzaju kolaży, gdzie mamy do czynienia z załamaniem perspektywy – na pierwszym planie są postacie mniejsze – Bellatrix, Voldemort i Snape, na drugim planie są postacie o wiele większe oraz zamek Hogwart w tle. Poza tym zdjęcia różnią się zdecydowanie jakością, jedne są wyostrzone, drugie rozmyte; jedne pokazują dobrze oświetloną twarz, drugie ukazują postać w cieniu; jedne są w kolorze, drugie czarno-białe. Zdecydowanie na tym grafika traci, bo lepiej by było, gdyby został na niej umieszczony jeden „symbol” (czy to w postaci zdjęcia jakiejś osoby, czy coś innego), coś przyciągającego wzrok, powodującego zastanowienie się nad przekazem, który autor opowiadania chciał uzyskać. Tutaj mamy jedynie postaci i wiemy, że to właśnie one będą bohaterami. To zbyt oczywiste, chciałoby się napisać, że zbyt błahe. Powiew świeżości w blogowych opowiadaniach jest ważny, toteż jeśli kiedykolwiek będziesz zmieniała szablon, polecam pozastanawiać się nad czymś bardziej oryginalnym.
Moje interpretacje na dzień dzisiejszy co do szaty graficznej, zanim zabiorę się za czytanie, są takie, że bohaterką opowiadania jest blondwłosa dziewczyna mająca związek z Draco Malfoyem. Na szablonie jest Voldemort ze Śmierciożercami, więc najpewniej będę miała do czynienia albo z dziewczyną, która żyje wewnątrz tej grupy i na co dzień zachowuje „niewinną twarz”, albo pojawi się wątek romantyczny z nią i Draco – dziewczyna może będzie chciała odwieść swojego ukochanego od przystąpienia do popleczników Czarnego Pana. A może nie będzie o tym wiedziała i Draco za jej plecami zaplanuje zamach na dyrektora Hogwartu, podczas gdy w jej towarzystwie będzie nakładał maskę „niewinnej twarzy”? Pojawia się również kwestia Snape’a, który, jak wiemy, działał na dwa fronty. Czyżby w tym opowiadaniu będzie wiernym sługą Voldemorta i stanie na przeszkodzie pomiędzy dwójką zakochanych? Cóż, rozpędziłam się nieco, aczkolwiek jak widać, różne wnioski można wyciągnąć na podstawie szablonu.
Jeśli zaś dołączymy do tego adres – Take a bite out of death – i cytat z tytułu bloga (brak źródła, chociaż to dosyć znany fragment piosenki Tiary, jednak nie wszyscy o tym wiedzą), możliwe, że uzyskamy coś niekoniecznie niewinnego. Po wstępnych rozpoznaniach jestem zaintrygowana.
Zaczynam jednak przeglądać zakładki – podstrony – umieszczone po lewej stronie bloga. Znajduję tam krótki opis opowiadania i już wiem, że trochę się pomyliłam. Nadal ciekawa jestem jednak, jak rozwiążesz kwestie, które znane nam są z książki, jak wprowadzi nas w swój pomysł, więc nadal jest zaintrygowanie.
Zakładka z bohaterami mnie zawiodła, ale nie dlatego, że ją umieściłaś na blogu. W końcu blog to nie książka i nie mam nic przeciwko takim dodatkom. W tej zakładce panuje jednak trochę bałaganu, bo są i kolaże ze zdjęć, są gify, raz ich nie ma, raz są pojedyncze zdjęcia. No, słabiutko, słabiutko. Dodatkowo strasznie duża ilość zdjęć na pewno przysporzy niektórym problemów, jeśli mają słabe łącze i zdjęcia będą ładować się w nieskończoność. Na twoim miejscu zostawiłabym gify, bo są naprawdę świetne i chociaż coraz częściej widać je na blogach, to dla mnie kojarzą się z poruszającymi się zdjęciami z gazet w świecie Harry’ego Pottera. To taka drobna sugestia.
Ucinam trzy punkty, bo nagłówek to nie moja bajka, poza tym, jak już wspominałam, jakość i dopasowanie są wątpliwe.

2. Oko w oko (treść) 
Postanowiłam opisać po kolei moje spostrzeżenia w trakcie czytania, a potem przejść do konkretów.
Pierwszym ciekawym aspektem wydaje się hrabstwo Wiltshire, w którym, jak może niektórzy kojarzą, znajduje się rezydencja Malfoyów.
Tutaj pojawia się w już w pierwszych dwóch akapitach trochę nieścisłości. Narratorką historii jest główna bohaterka, Caroline Sarah Gaunt. Z drzewa genealogicznego umieszczonego na podstronie z bohaterami dowiadujemy się, że jej dziadkiem jest Morfin Gaunt. Pisałaś, że opowiadanie nie jest zgodne z kanonem, jednak pokusiłam się o doszukanie się daty urodzin poszczególnych bohaterów. Niestety Morfina się nie doszukałam, aczkolwiek wiadomo, że jest starszym bratem Meropy, która urodziła się w 1907. Zakładając, że Morfin (że tak to ujmę bez ogródek) zapłodnił jakąś kobietę przed umieszczeniem go w Azkabanie, w tym wypadku syn, mógł być młodszy od Toma Riddle’a, ale dlaczego nie miałby być starszy? Kurczę, to naprawdę ciężka sprawa. Wiemy z książki, że rodzina Gauntów żyła w ubóstwie, bo ich majątek został zaprzepaszczony, długo zanim Marvolo przyszedł na świat. Poza tym Morfin był niezrównoważony, wątpliwej urody (Gauntowie raczej unikali małżeństw spoza rodziny, toteż widać było skutki bliskiego pokrewieństwa) i szczerze powiedziawszy, ciężko mi sobie wyobrazić, że jakakolwiek kobieta uległaby jego „urokowi”. Mogło to być przypadkowe spotkanie, jednak wtedy matka albo nie chciałaby, aby dziecko znało swojego nieokrzesanego ojca, który ciskał we wszystko nożami i najczęściej posługiwał się mową węży, albo pozbyłaby się owocu „pomyłki”. Cóż, to też naciągana sprawa. Istnieje wyjaśnienie, że po prostu przyjęłaś, że rodzina Gauntów nie była aż tak biedna (ale wtedy trochę nam kuleje sprawa z Tomem Riddle’em), a może i sam Morfin nieco bardziej uczłowieczony, rodzina bohaterki mieszkała bowiem w Little Hangleton – i strzelam, że w domu Gauntów. Muszę przyznać, że to dosyć odważne posunięcie.
Wracam jednak do dwóch pierwszych akapitów, w których nie są szczędzone nam informacje. Narratorka opisuje w jednym zdaniu krajobraz hrabstwa, a potem przechodzi do stwierdzenia, że wcale nie jest bezdomna (a tym bardziej słaba czy bezsilna), mimo że spędza każde wakacje w miejscu, które jest nienanoszalne na mapę, a tak poza tym to jej rodzice zmarli 5 września.
To, że bohaterka spędza wakacje w jakimś miejscu kilka lat z rzędu, wcale nie musi oznaczać, że w ogóle nie ma domu. Taki wniosek wcale nie nasuwa się od razu po przeczytaniu tego zdania. Równie dobrze mogła po prostu wrócić z rzeczami do domu i wyjechać na dwa miesiące w miejsce, do którego jeździ zawsze. Poza tym dlaczego ktoś bezdomny musi być słaby lub bezsilny? Skąd takie wnioski? Ktoś może być bezdomny z wielu powodów, na przykład zbankrutował, uciekł z domu? To prawda, był bezsilny wobec tego, co mu się przydarzyło, jednak bohaterka zdaje się, jakby przemawiała z pewnego rodzaju niechęcią. „Jestem silną dziewczyną, koniec, kropka”. Zdanie o śmierci rodziców jest dopisane w złym miejscu, psuje wszystko, nie pasuje do akapitu. Może miało to wprowadzić klimat jakiejś tajemnicy, grozy, kontrowersji, narratorka chciała zszokować? Niestety nie wyszło. Dalej też, niby kontynuuje wątek rodziców, ale trochę to nietrafione.
„Tęsknie za nimi każdego dnia, od kiedy dowiedziałam się o ich śmierci. Do dzisiaj tajemnicą są okoliczności ich odejścia z tego świata. Bądź co bądź, nie szukam nikogo na ich miejsce, nie szukam pocieszenia, ani współczucia. Nigdy, nikt ich nie zastąpi, a cierpieć wolę w samotności.”
Nie wiem, może bohaterka jest człowiekiem, który nie czuje w taki sam sposób jak ja czy ludzie, z którymi wielokrotnie rozmawiałam po stracie ich bliskich, ale zauważyłam, że tęsknota owszem, pojawia się po stracie, jednak w takiej sytuacji, kiedy na przykład odwracam się, żeby przekazać coś tej osobie, a wtedy przypominam sobie, że przecież jej nie ma; myślę sobie, jak fajnie by było, gdyby w tym momencie ta osoba była przy mnie itd. Po wiadomości o stracie nie można sobie tego wyobrazić, czuje się ból, dopiero po jakimś czasie uświadamia sobie, że ma się w sobie pewnego rodzaju pustkę. To przecież nie dzieje się tak: PSTRYK i już czuję inne emocje. Możliwe, że bohaterka też tak czuła, jednak opis o tym nie świadczy. Dwa kolejne zdania w ogóle do siebie nie pasują. Narratorka informuje nas o tym, że okoliczności śmierci są nieznane, a potem, że nie szuka nikogo na miejsce rodziców. Jak w ogóle można szukać zastępstwa na miejsce rodziców? Aha, super. Poza tym jest taką masochistką, że woli cierpieć w samotności.
„Szpiczaste dachy i okna w stylu wiktoriańskim nadawały rezydencji wyniosły charakter (…)”
Według tego, co znalazłam, Dwór Malfoyów był typowym angielskim wiejskim dworkiem, otoczonym wymyślnymi ogrodami itp. Ziemia, na której stał, została przyznana Malfoyom w wieku XI i podobno tam przodek Lucjusza już wyczyniał jakieś podejrzane rzeczy, więc możemy przyjąć, że wtedy też rezydencja została zbudowana. Zresztą to by pasowało do wiejskiego dworu i tym samym kłóciłoby się z epoką wiktoriańską. Niemniej to wszystko przypuszczenia. Oczywiście, że mogłaś sobie przyjąć inny wygląd rezydencji, trochę jednak to zaczyna odstawać od kreacji świata, niemniej idźmy dalej.
Jeśli chodzi o opis Azkabanu, to okropnie mi się to nie podoba. Wiadomo, że trzeba wprowadzić w historię, jednak jestem zdania, że to bohaterka powinna być na pierwszym planie. Dowiadujemy się jedynie, że jej rodzice nie żyją, dalej narratorka zajmuje się obszernymi i dokładnymi opisami czy to wnętrza dworu (tutaj na przykład też rozwodzi się nad wyglądem salonu oraz obecnością w nim Bellatrix, a nagle z kolejnego akapitu, ni stąd, ni z owąd, dowiadujemy się, że był tam również Lucjusz, hm…), czy to właśnie Azkabanu. Daje nam wszystkie możliwe informacje o dementorach, jakby to była niezwykłej wagi informacja. Cóż, to taki niepotrzebny kompletnie przerywnik.
Z kolejnych akapitów dowiaduję się, że bohaterka ma niecodzienne zdolności, a przynajmniej różni się od większości czarodziejów – dorastając, jej moc rozwijała się szybciej i lepiej od innych. Czarny Pan po przybyciu do rezydencji Malfoyów od razu kieruje się do niej, próbuje wejść w jej umysł, ale zdolności Caroline mu na to nie pozwalają… Streszczam, gdyż chciałabym, żeby jakiś postronny czytelnik również miał okazję zobaczyć to, o co mi chodzi. Już w początkach rozdziału miałam podejrzenie, teraz tylko to wszystko narasta. Bohaterka wydaje się nieco Mary Sue, ciekawa więc jestem, czy dalej będzie lepiej, czy gorzej.
Z innych dziwności – Voldemort w ogóle nie potrafił kochać, owszem, ale GARDZIŁ miłością. Dumbledore bodajże powiedział, że gdyby było inaczej, Tom Riddle nie byłby Voldemortem. Uważał, że miłość jest dla słabych, więc skąd pojawiło się tutaj stwierdzenie, że Czarny Pan zauważał miłość, na przykład Narcyzy do syna czy w oczach wiernej Bellatrix? To dosyć frapujące odejście od kanonu i zaczynam się zastanawiać, czy aby przypadkiem to całe odejście nie jest po prostu czymś w rodzaju przerabiania historii pod swoją historię, dla wygody bohaterki. Zobaczymy, co będzie dalej.
„(…)Malfoy zwiesił głowę, krzywiąc się, jak gdyby ktoś uderzył go w brzuch. Z całą pewnością tak właśnie się poczuł. Nikt nie spodziewał się, że Czarny Pan obwini właśnie jego za swoje  klęski, jednak ja domyślałam się, że chodzi o zbitą Przepowiednię dotyczącą przyszłości Jego i Chłopca, który przeżył.
Oczywiście, tylko bohaterka miała mózg i myślała. Błagam, to przegięcie. Skoro większość popleczników orientowała się w sytuacji, to raczej potrafiła wyciągać wnioski, prawda? Znowu jednak mamy argument przemawiający na niekorzyść kreacji i stanowiący dowód na marysuizm bohaterki.
(…)powiedziałam, odkładając Konfrontację z bezimiennymi (jest to książka, kryminał, o tym samym tytule, co podręcznik do obrony przed czarną magią, dlatego są często mylone).” Aha.
Trochę dla mnie niejasna jest sytuacja z aresztowaniem Lucjusza Malfoya. Z tego, co nam przekazuje narratorka, wynika, że Lord Voldemort uznaje Lucjusza za niegodnego i informuje o tym, że dementorzy czekają pod Dworem i Malfoy zostanie wtrącony do Azkabanu. Dalej jest o tym, że to Ministerstwo go aresztowało, a Voldemort nie miał zamiaru ratować swojego Śmierciożercy. W drugim rozdziale młody Malfoy mówi, że musi pozbyć się wszystkich podejrzanych (zapewne czarnomagicznych) przedmiotów z domu, bo Ministerstwo będzie przeszukiwać Dwór. Cóż, coś jest tutaj pokręcone, ponieważ z tekstu wynikają dwie odrębne wersje, aczkolwiek z drugiej strony wiemy, że Ministerstwo swego czasu kolaborowało z Czarnym Panem.
Dosyć zastanawiające są relacje Caroline i Draco. Teraz, kiedy obydwoje zostali Śmierciożercami… Niemniej trochę dziwi mnie, że Caroline pozwoliła Malfoyowi zostać w jej łóżku, ale cóż. Cały ten fragment pisany jest w stylu „będzie zabawnie, jak wrzucimy ich razem pod pierzynę”, a za chwilę Malfoy zwierza się Caroline. W ogóle, samo jego pojawienie się w jej pokoju, ubrany w spodnie dresowe i koszulkę-bokserkę, do tego rumieniec na twarzy… Mam wrażenie, że to nie ten Malfoy, którego znamy, ale może ten będzie ciekawszy? Oby dalej nie wyszedł z niego ciepły klusek.
W końcu bohaterka zasypia na klacie Malfoya. Cóż, może i zasnęła w tej pozycji, ale tak całą noc przespać, to strasznie niewygodne, szyja boli i w ogóle. Coś mi to jednak przypomina… Cullenowie Bellę też „przygarnęli”, a ta potem spała na klacie Edwarda. Jakiś kompleks Belli?
To niesprawiedliwe jak On nas traktuje. Jak niewolników. – Blondyn prychnął i wbił we mnie spojrzenie. – Czemu z tobą jest inaczej?
Widzę, że postać Voldemorta w opowiadaniu „Niewinna twarz” jest chyba nieco inna od pierwowzoru, skoro Draco dziwi się, że Czarny Pan traktuje ich jak niewolników. Co prawa Śmierciożercy byli ślepo zapatrzeni w swojego Pana, jednak zdawali sobie sprawę chyba, że nie jest ich przyjacielem? Że wykorzystuje ich? No bo to zdziwienie Dracona jest cokolwiek dziwaczne.
Hm, tak jak się spodziewałam, ktoś musiał „nakryć” nastolatków śpiących razem. Była to skrzatka Dolly, która od razu zaczęła przepraszać, że zjawiła się w pokoju, kiedy młody Malfoy nadal był w łóżku Caroline. Typowe. No cóż… Dalej nastolatków prawie nakrywa sama Narcyza, jednak bohaterka w porę ratuje sytuację. Skąd ja wiedziałam, że tak będzie?
Draco przy matce ignoruje Caroline czy źle zrozumiałam opis? W każdym razie mam nadzieję, że to nie coś w stylu „zwierzyłem ci się w nocy, a teraz mam moralnego kaca”.
Opisy znów pojawiają się w taki sposób, że już lepiej by było, gdyby ich nie było. Narratorka opisuje swoich przyjaciół po otrzymaniu listu od jednego z nich, a dokładniej od przyjaciółki Suzanne. Nazwisko przyjaciółki, opis zewnętrzny, charakter i tak każdy akapit. To dosyć… Nużące? Tak, to chyba dobre słowo. Nie wnosi niczego tak naprawdę i szczerze mówiąc, już zapomniałam, która jest którą. W pamięci utkwił mi jedynie Rabastan, a to dlatego, że wiązała się z nim niewiadoma. Suzanne wspominała o nim w liście, sugerując, że ujrzą go na Pokątnej przy banku, więc można wyciągnąć wniosek, że jest kimś interesującym. I w tym wypadku opis jak najbardziej jest na miejscu, ponieważ Caroline wyjaśnia, dlaczego dziewczęta mają do niego słabość. Opisy przyjaciółek jednak powinny znaleźć się gdzieś indziej – przy spotkaniu na przykład? Kiedy rzeczywiście każda z nich mogłaby wykazać się czymś na tyle charakterystycznym w rozmowie czy zachowaniu, że nie zlałyby się w jedno. Bo takie czytanie wszystkich opisów bohaterów po kolei jest nużące w tekście, nadaje się bardziej na podstronę.
„(…) a mnie uważa za swój największy autorytet – w tamtym roku co tydzień wysyłała do domu list z prośbą o kupno śnieżnej sowy.” Uważa ją za swój autorytet, a śnieżną sowę postanowiła mieć dopiero w tamtym roku, chociaż bohaterka ma ją od pierwszego roku nauki w Hogwarcie i zapewne zna Pansy od samego początku? Dobry przykład, bardzo dobry.
Z rozdziału drugiego tak naprawdę dowiadujemy się niewiele, jedynie kilka faktów – Ministerstwo prawdopodobnie przeszuka Dwór Malfoyów, Caroline i Draco dostali listy z Hogwartu, Caroline wybiera się na Pokątną.
W trzecim rozdziale dowiadujemy się, że sklep Olivandera został już zniszczony, zapewne więc wytwórca różdżek trafił w ręce Śmierciożerców i Czarnego Pana, a jak wiemy, czarodziej przetrzymywany był w Malfoy Manor. Bohaterka chyba o tym nie wie… A to dziwne, skoro została Śmierciożercą.
Słońce piekło niemiłosiernie, a powietrze było suche, drażniące, jak na pustyni.” W Anglii?

Na ulicy było coraz mniej ludzi, wszyscy chowali się przed promieniami w klimatyzowanych sklepach.” Mowa jest o Pokątnej, magicznej ulicy…
Z tego, co napisałaś dalej w rozdziale trzecim, wynika, że Harry, Ron i Hermiona szpiegowali Śmierciożerców (a nie samego Draco) u Borgina i Burkesa (bez apostrofu!), do tego nie mając na sobie peleryny niewidki, bo przecież Teodor Nott ich zauważył, jak idą w stronę ulicy Śmiertelnego Nokturnu. To trochę naciągane, bo jak wytłumaczysz to, że Harry, Ron i Hermiona byli wtedy na Pokątnej z rodzicami Rona i Hagridem, którzy mieli za zadanie ochraniać Harry’ego i tak sobie wyszli ze sklepu bliźniaków, nikt ich nie zatrzymał? Przecież Pottera chciał dopaść sam Czarny Pan, a jeśli chodzili sobie ot tak po Pokątnej, to jaki problem był dla pierwszego lepszego Śmierciożercy, by złapać Chłopca, Który Przeżył?
Aha, główna bohaterka jest animagiem – zamienia się w białego kota i atakuje z zaskoczenia trójkę Gryfonów. Wspaniale. Poza tym nastolatki robią dużo hałasu, a stoją obok sklepu Borgina i Burkesa, w którym to trwa spotkanie Śmierciożerców?

A pisałam, że bohaterka czaruje bez różdżki? Cóż, nawet Dumbledore miał z tym problem, ale jak wiemy, Caroline ma wielką moc. Rozdział trzeci kończy się tym, że Caroline wpada w swojego rodzaju trans, podczas którego nieznany głos nakazuje jej ukarać trójkę Gryfonów. Naprawdę nie wiem, co o tym sądzić, ale im dalej czytam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że z bohaterki jest Mary Sue.
Czwarty rozdział rozpoczyna się zmianą narracji i to z dosyć niejasnym przejściem. Miałam niejako problem z przeczytaniem tego fragmentu, wprawił mnie w osłupienie, więc chyba niestety nie jest zbyt dobrze skonstruowany.
Tymczasem bohaterkę dopada niejaka Bella-Rose i rozpoczyna się pomiędzy nimi pojedynek. Ja naprawdę nie chciałam od razu spisywać na straty głównej bohaterki, chociaż wieje od niej marysuizmem zaawansowanym, ale to, co dzieje się w rozdziale czwartym, to już nie jest odejście od kanonu, tylko wrzucanie do świata Harry’ego udziwnień tak bardzo niepotrzebnych, że aż komicznych.
Pomiędzy rozczapierzonymi palcami przemykała się wiązka elektryczna, aby skłębić się we wnętrzu dłoni i wystrzelić w klatkę piersiową ciotki, która zjawiła się na uprzednim miejscu.
Ziemia się zatrzymała, czas przestał istnieć. Mój oddech zmienił się w parę, temperatura spadła o kilkadziesiąt stopni, krople zamarzły w powietrzu. Bella-Rose patrzyła na mnie z mieszaniną konsternacji i niedowierzania na twarzy. Po chwili ustąpiły one wyraźnej kpinie i przekonaniu o swojej wyższości – kobieta nie wiedziała, jak bardzo się myli. Świat ruszył, jej bariera roztrzaskała się pod wpływem kryształków lodu, które wbijały się boleśnie w skórę, dogłębnie raniły, zwaliły kobietę z nóg. Krzyknęła rozpaczliwie, wycie wiatru jej zawtórowało, błyskawica przecięła niebo i uderzyła w ziemię, centymetry od ciała ciotki. Krew wypływała wolno z jej ran.

Okeeeej. Muszę kilka razy wziąć głęboki oddech, żeby jakoś skomentować tę scenę. Nie mam nic przeciwko dawaniu bohaterce wielkiej, tajemnej mocy, nie zrozum mnie źle. Wszystko możesz dać swoim bohaterom, mogą mieć różowe włosy, srebrne oczy, kości ze złota, wielką moc przepływającą przez żyły gęstą mazią. Nikt ci tego nie zabroni. Jednak trzeba zachować pewną rozwagę, żeby nie stworzyć przypadkiem bohaterki potwora, która jest idealna i ma Moc, rozwala wszystkich i nikt jej nie podskoczy. Bo wychodzi z tego zwyczajna, nielogiczna jatka, zwłaszcza jeśli umieszczasz te nieprawdopodobieństwa w świecie, który już został przez kogoś stworzony i jakieś zasady w nim obowiązują i mają one wytłumaczenie. Jeśli weźmiesz coś i wrzucisz w tekst, bo tak, bez jakiegokolwiek wytłumaczenia, to nie będzie pisanie, tylko takie, o, klikanie w klawisze, „bo tak”.
Tutaj mamy fragment, w którym Caroline prawie zabija ciotkę, bo może, chociaż najwyraźniej czekają ją jakieś konsekwencje, o czym świadczy wyraz twarzy Belli-Rose i „złamiesz zasady, a to oznacza stratę”. Caroline jest niby taka nieustraszona, jednak strata czegoś cennego ją powstrzymuje. Zapewne to ta tajemna moc, którą straci, jeśli zabije członka swojej rodziny?
Nic – odpowiedziałam lakonicznie i sięgnęłam po różdżkę. – Puszczaj mnie, Malfoy! – dodałam równie władczym tonem, co on, a kiedy zabrał ręce z mojego ciała, teleportowałam się do sypialni.(…) Zagryzłam mocno wargi i skierowałam różdżkę na uraz. To tylko draśnięcie, wyliże się – pomyślałam i stłumiłam w sobie krzyk, kiedy z jej końca wyleciało błękitne, lecznicze światło.
Skoro ma niezwykłe zdolności i potrafi rzucać zaklęcia bez użycia różdżki, to czemu potrzebuje jej do teleportacji i zagojenia ran?
Caroline znowu zachowuje się, jakby wszystko jej się należało. Po pierwsze wchodzi do domu Snape’a i rozmawia z nim tak, jakby była niewychowaną dziewuchą i jeszcze ma pretensje, że nauczyciel zapytał ją, czy rodzice nie nauczyli jej dobrych manier. Po drugie w trakcie rozmowy z Narcyzą stwierdza, że kobieta ma kryzys wieku średniego, bo najwyraźniej martwi się o dziewczynę i oznajmia jej o powrocie ciotki panny Gaunt, Belli-Rose, o czym dziewczyna już wie, no więc jak Narcyza śmie jej mówić to, o czym sama zdołała już się dowiedzieć. Masakra, taka bucera, że nie mam słów.
Rozdział czwarty, a tym samym ostatni, kończy się artykułem niejakiej Frances, która ośmiela się wymieniać Śmierciożerców z nazwiska. Caroline więc postanawia ją dopaść, najwyraźniej tego spotkania pani dziennikarka nie przeżyje. Bohaterka jeszcze wspomina, że następnego dnia jest pierwszy września, a przed wyjazdem ma przecież spotkać się z Averym. Wcześniej bohaterowie mówią, że to inteligentny i porządny człowiek… Cóż, albo zostanie jej bodyguardem, albo Narcyza przedstawi go jako przyszłego męża Caroline. Czy tak będzie?

a) pierwsze uderzenie (kreacja świata przedstawionego) (10/25)
Bazujesz na świecie stworzonym przez kogoś innego, ale zmieniasz go stosownie do potrzeb bohaterki. Takie mam wrażenie. Niby pojawiają się elementy charakterystyczne dla świata potterowskiego, jednak dodajesz klimatyzację w lodziarni Floriana Fortescue albo piszesz, że powietrze jest suche jak na pustyni, co jest trochę dziwne dla morskiego klimatu Anglii.
Przeczytałam w komentarzach, że chciałaś pokazać Śmierciożerców od innej strony, bo Rowling całkowicie ich pominęła, zaszufladkowała jako tych tylko złych, a z Harry’ego zrobiła wielkiego bohatera, któremu wszystko uchodzi na sucho. Cóż, to naprawdę bardzo się chwali, że podjęłaś się czegoś takiego. Wątek Śmierciożerców jest interesujący i z chęcią poczytałabym coś o nich, niestety nie skupiasz się tak bardzo na tym w kreacji swojego opowiadania. Oni są tym tłem, skupiasz się na bohaterce, która – niestety – nie ma przeszłości. (Może ma, ale ty czytelników skutecznie od niej odsuwasz).
W każdym razie chyba gdzieś trochę się gubisz i zdecydowanie za dużo niesamowitych umiejętności dajesz głównej bohaterce. Wcześniej pisałam, że nawet Dumbledore miał problemy z czarowaniem bez różdżki, a ty przedstawiasz nam tutaj jakiś nowy rodzaj magii, który bohaterka odziedziczyła od swojej matki. Nowy rodzaj mocy, potężniejszej od czegokolwiek… Nie wiem, jaki w tym jest cel, na razie go nie widać, a te potężne moce wydają się komiczne.

b) wypad (bohaterowie) (4/10)
Główna bohaterka i narratorka – Caroline Sarah Gaunt. Tak naprawdę wiemy o niej niewiele, mimo że jest zarówno narratorką i mogłaby ukazywać świat ze swojej perspektywy trochę inaczej. Pragnęłam chyba ujrzeć tutaj trochę wycofaną, niepewną siebie dziewczynę, bo strasznie zgrzytało mi to, że tworzysz ją na Mary Sue. Po prostu za dużo wszystkiego na raz. Jest blondynką, widać, że pewna siebie, najwyraźniej ma problemy z zachowywaniem się, skoro Narcyza musi ją upominać, ale to pewnie dlatego, że ma uprzedzenie do Malfoyów. Caroline jest mimo wszystko bohaterką, która myśli „co to nie ja”, co mnie strasznie w niej irytuje.
Wiem, że Caroline zmarli rodzice, jest spokrewniona z Voldemortem, mieszka w rezydencji Malfoyów, z jednej strony wręcz gardzi tą rodziną i wypowiada się o Draco jako rozpieszczonym chłopaku, jednak z drugiej mówi, że chłopak ma uczucia, które ukrywa – i najwyraźniej pokazuje swoją „słabą stronę” przy Caroline. Poza tym wiem, że Caroline ma w sobie niezwykłą moc, jej zdolności przewyższają o wiele, wydawać by się mogło, potężniejszych czarodziejów, opiera się nawet przed samym Czarnym Panem, rzuca czary bez różdżki, ma opanowaną do perfekcji legilimencję i oklumencję, jest wężousta, umie się teleportować bez żadnych problemów. Dosyć sporo cech nadzwyczajnych, którymi nie mogą się pochwalić czarodzieje otaczający bohaterkę.
Szkoda, że nie ma nic o jej przeszłości. Może na razie pozostawiasz to jako niewiadomą, ale odniosłam przykre wrażenie, że ważniejszy jest opis przyjaciółek niż wytłumaczenie, jak w ogóle doszło do tego, że dziadkiem Caroline jest Morfin. Ten aspekt mnie naprawdę intryguje i chciałabym poznać historię jej rodziny, a na razie mam tylko obszerne, nużące opisy i popis swoich umiejętności przed innymi.
Strasznie mi się nie podoba to, co zrobiłaś z Narcyzą Malfoy. Stworzyłaś „królową lodu”, a ona, poza tym, że miała wpojoną czystość krwi przede wszystkim i gardziła mugolakami, była całkiem normalną kobietą. Przede wszystkim nie należała nigdy do Śmierciożerców, mimo że wspierała swojego męża. W ostatnim tomie wydało mi się, że rodzina Malfoyów była raczej przerażona samym faktem, że Voldemort mógł w każdej chwili zjawić się w Malfoy Manor – w końcu w ich piwnicach przetrzymywano więźniów. Narcyza została praktycznie sama, bez męża, syn później wyjechał do Hogwartu, również zajmując się czymś, co ją przerażało, a tutaj, w tym opowiadaniu, jest zimą, trochę niepotrafiącą trzymać nerwów na wodzy kobietą, która popija sobie herbatki i bez żadnych wrażeń przyjmuje do swojej rezydencji wszystkich Śmierciożerców, tym bardziej Czarnego Pana. I bierze udział w spotkaniach Śmierciożerców, chociaż do nich nie należy. Nie tłumaczysz tego niestety, a szkoda.
Rabastan Lestrange w opowiadaniu jest synem Bellatrix, a przecież był bratem jej męża. Hm, na razie nie było go zbyt wiele, trudno cokolwiek więcej wywnioskować z jego zachowania, poza tym, że woli pannę Gaunt od naprzykrzającej mu się Suzanne. Jest przystojny i och, ach, dobrze, że Caroline nie udaje, że w ogóle na nią nie działa, przynajmniej w tej kwestii pozostawiłaś chociaż nikłą nadzieję, że nie jest z nią tak do końca źle.
Draco Malfoy to na razie trochę postać idąca w stronę ciepłej kluchy. Wiemy, że praktycznie przyjaźni się z Caroline, bo przychodzi do niej niczym przerażona dziewczynka, żeby zwierzyć się jej w łóżku ze swoich obaw, jednak przy matce zachowuje pozory. Zostaje trochę z tego złośliwego Malfoya, kiedy nieco dokucza pannie Gaunt, ale chyba jednak interpretujesz go trochę inaczej niż ja. Możliwe, że to ta kreacja Rowling mi się tu najbardziej nasuwa. W każdym razie jeśli chodzi o Draco, wolałabym, żebyś uważała, by nie zrobić z niego właśnie takiej ciepłej kluski.
O Czarnym Panu pisałam już wyżej, w twojej wersji jest inny, czego nie rozumiem. Jak to dalej rozwiążesz, okaże się. Jeśli chodzi o Bellatrix, to chyba trochę zabrakło mi tej nutki szaleństwa w niej. Twoja wersja jest taka, że to Bellatrix jest po prostu złośliwa i ślepo zapatrzona w Voldemorta, tyle.
Przyjaciele Caroline na razie zlali się w jedno, chociaż starasz się dawać im jakieś cechy, które by ich rozróżniały, jednak na tę chwilę to trochę za mało. Maggie i Teodor Nott są typowym rodzeństwem – ona ma szczura, on go nie lubi i sprzeczają się o niego. Tyle zapamiętałam. Mało. Zresztą, na tym etapie opowiadania strasznie mało mogę powiedzieć o czymkolwiek.

c) uskok (opisy, dialogi, styl) (15/20)
Radzisz sobie z pisaniem, twój styl nie jest zły, jednak nie wiem, czy ma w sobie coś charakterystycznego. Na razie za mało chyba przeczytałam, żeby to stwierdzić. Słownictwo masz w miarę rozwinięte, dwa razy się powtórzyły te same określenia przygryzania wnętrza policzka czy startowania kącika ust, ale nie jest to nagminne. Możesz po prostu pamiętać, żeby urozmaicić czasem tekst czymś innym.
Opisy trochę kuleją, jeśli chodzi o ich rozmieszczenie strategiczne w tekście. Owszem, czasem piszesz całkiem nieźle, człowiek odnajduje się od razu w opisywanym miejscu, jednak najbardziej chyba nietrafione są opisy: dementorów – prawie jak „kompendium wiedzy o dementorach” przeniesione do treści opowiadania – i po kolei wszystkich przyjaciółek. Jak już pisałam, jestem zdania, że to popsuło wszystko. Na początku też trochę narratorka chaotycznie wprowadza w historię. Lubię zdecydowanie, jak tekst zaczyna się od mocnego punktu, jednak w tym wypadku nie wyszło niestety. Obawiam się, że to przedobrzenie.
Z dialogami też większego problemu nie masz. Radziłabym tylko zwracać większą uwagę na to, kto wypowiada daną kwestię. Każdy bohater powinien mieć coś charakterystycznego. Jeżeli nastolatka rozmawia z dorosłym mężczyzną, to niech ten mężczyzna nie wypowiada się w taki sam sposób. W wypowiedziach Voldemorta też mi trochę niektóre wyrazy nie pasowały do niego. Bohaterka sama przyznała, że Czarny Pan lubi teatralność, więc niechże to widać w jego sposobie mówienia.

d) cięcie (poprawność) (12/15)
Rozdział 1 Dwór Malfoyów
1. „(…)Lucjusza, który był tak obojętny na moją obecność, że nie robiło mu różnicy[,] czy znajduję się w pobliżu, czy też nie.”
2. „Z Malfoyem wiele nas łączyło, zarówno jak wiele dzieliło – zbyt wiele[,] by żyć w całkowitej zgodzie.”
3. „Wybałuszała je ze złością, łypiąc na moją osobę, jednak byłam do tego przyzwyczajona.” Też chciałabym mieć swoją osobę.
4. „(…)czyli aktu wysysania duszy.Stworzenia te unoszą się nad ziemią (…)” Spacja.
5. „Narcyza miała długie do ramion blond włosy i blado niebieskie oczy (…)” Łącznie.
6. „Pozwól, że nim zaczniemy[,] przyjrzę się lepiej mej… Krewnej.
7. „Rozwijam się o wiele szybciej, niż moi rówieśnicy.” Bez przecinka.
8. „Chłopak od dziecka miał wpajaną wyższość swojej osoby.” Wyższość swojej osoby, a to ciekawe. Tam każdy miał swoją prywatną osobę? Czy to była jedna osoba, która tak sobie chodziła i stawała obok bohaterów, żeby akurat mogli powiedzieć: „Moja osoba lubi truskawki” lub inne, podobne zdania?
9. „To nas od siebie różniło – Draco miał sumienie, uczucia. Ja potrafiłam je wyłączyć, przejść obojętnie obok cierpienia i śmierci, a nawet je zadawać.” Potrafiła zadawać uczucia?

10. „Oczy zaszły mi mgłą, a krzyk cisnął się na usta, kiedy czarodziej wbił koniec różki w bladą skórę mojego przedramienia
11. „(…)kiedy dołączył do szeregów Czarnego Pana[,] zyskał uznanie Bellatrix, kobieta była z niego dumna. Lord Voldemort wie[…] czym jest miłość (…)
12. „Jednak Czarny Pan nie potrafi kochać, choćby nawet chciał[,] to nie może.
13. „ Zgłupiałeś!? – przekazałam mu[,] używając legilimencji. [–] Jeśli będzie trzeba[,] to sama się tobą zajmę.
14.  „Kącik ust chłopaka wystartował ku górze, kiedy rzucał mi wyzywające spojrzenie.” Że co? Wyobraziłam sobie w tym momencie, jak z ust startuje mu rakieta…
15. „Uśmiechnęłam się, ale nie puściłam jego nadgarstka, który w ostateczności byłam gotowa złamać.” To raczej niemożliwe, chociaż… Może niezła z niej siłaczka?
16. „Twój dotychczasowy wizerunek lęgnął w gruzach” Legł.
17. „Mój panie… – szepnął ledwo dosłyszanie Dosłyszalnie.
18. „– Twój dotychczasowy wizerunek lęgnął w gruzach, a dementorzy stoją u bram twego Dworu. – Voldemort zakończył z cynicznym uśmiechem na ustach i skinął na Nagini, która ześlizgnęła się ze stołu i zatrzymała u jego boku.(…)Musiał się zgodzić, ponieważ nie było innego wyjścia. Ponieważ dementorzy już stali u bram Dworu Malfoyów.” Wiemy, już o tym było wspominane, a zostało powtórzone dla stworzenia dramatycznego nastroju?
19. „Chociaż możesz wyprać szmaragdową szatę” Tę szmaragdową szatę.
20. „Malfoy uśmiechnął się kącikiem ust i złapał za przedramię, zasłaniając długimi palcami Mroczny Znak. Musiało go boleć. Mój własny piekł, jak gdyby było to oparzenie pierdyliardowego stopnia.” Niezwykłe porównanie…
21. „Chyba, że będziesz spał na podłodze, bo nie zmieścimy się oboje pod jedną kołdrą” – chyba że, bez przecinka pomiędzy.

Rozdział 2 Gorący wieczór, zimny poranek
1. „(…)położyłam się na brzuchu, zatapiając twarz w poduszce zaraz po tym[,] jak mruknęłam dobranoc.
2. „Ojciec zostanie skazany  – powiedział[,] ponownie wślizgując się pod moją kołdrę.
3. „To niesprawiedliwe[,] jak On nas traktuje
4. „Kącik mych ust mimowolnie wystartował ku górze.” Znowu ten startujący kącik ust… Hm, dosyć interesujące.
5. „Nie wiedział[,] czego ma się spodziewać, to jasne. Nazwisko, pomyślał[,] na co pokręciłam przecząco głową.”
6. „Mroczny Znak przestał pulsować i uwypuklać się za co dziękowałam Bogu.” Czarodzieje nie czcili żadnych bogów.
7. „Miałam nie zapominieć tego uczucia do końca życia (…)” Zapomnieć.
8. „Draco nie mógł spać, rozmawialiśmy do późna, a nie chciał obudzić matki[,] krzątając się po domu.
9. „(…) pokochałam uroczą sówkę(…)” Tę.
10. „Nigdy więcej nie kładź palcy między drzwi” Palców.
11. „(…) po czym skinęła na Lestrange i oby dwie zniknęły mi z pola widzenia (…)
12. „Byłabym wdzięczna w wykonaniu Narcyzy nie zabrzmiało bynajmniej, jak prośba” Bez przecinka.
13. „(…) woli[,] kiedy zwraca się do niego po nazwisku (…)
14. „(…)kiedy tylko chce[,] to potrafi się uroczo uśmiechać.”
15. „Dafne Greengrass ma młodszą siostrę Astorię i oby dwie są niemal identyczne (…)
16. „Odwiecznie dłuży się w Malfoy’u (…)” Duży się, przy okazji – Malfoyu.
17. „Patrzyłam na nią[,] dopóki nie zmieniła się w małą, czarną kropkę na niebie (…)

Rozdział 3 Przyłapani
1. „(…)kociołek określonego rozmiaru i kupić przysmaki dla swoich pupili. Pierwszoklasiści kupowali swoje pierwsze różdżki i zwierzęta (…)
2. „Wiesz[,] jaka jest Dafne (…)
3. „Dziewczyna przygryzła delikatnie dolną wargę, trzepocząc rzęsami, niczym Lavender Brown. – (…) Muszę się już brać do pracy[,] póki…
4. „Fajnie, że jesteś – zwróciła się do mnie miłym głosem, który zmieniała diametralnie[,] mówiąc do Teodora.
5. „Rabastan obdarzył mnie litościwym spojrzeniem i przeczesał palcami włosy, sprawiając, że na moment zapomniałam[,] jak się oddycha.
6. „Napisz[,] o której godzinie, koniecznie dzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego
7. „Ponad to Śmierciożercy zamierzali spotkać się u Borgina & Burkesa?” Łącznie.
8. „Nie dzieli się informacjami z rodziną, u nich w domu Śmierciożercy iCzarny Pan to temat tabu.
9. „ (…)gdyby był tępakiem[,] to nie miał by szans, żeby się tam dostać.
10. „Chciałam tylko powiedzieć, że ta sprawa śmierdzi i nie będę dociekać[,] co wydziela ten odór…
11. „Teodor parsknął tubalnym śmiechem, jednak groźba, że zrobię mu to samo, nakazała milczenie.” Groźba nakazała mu milczenie? To brzmi niefortunnie.
12. „Ponad to słowo dom zostało podkreślone przez kobietę (…)
13. „(…)miewają huśtawki nastrojów i nigdy nie wiadomo[,] co im tak naprawdę chodzi po głowie (…)
14. „Zimne powietrze wydobywające się z wentylatora subtelnie głaskało moją skórę, dając niesamowitą ulgę” – pisałam już wcześniej, że bohaterowie w rozdziale trzecim znajdowali się na ulicy Pokątnej i niestety to nie jest możliwe, by tam działała jakakolwiek elektronika, jakikolwiek prąd. Kiedyś Ron powiedział, że sprzęty elektroniczne wariują w Hogwarcie, ponieważ jest tam zbyt duże „stężenie” magii. Tak samo byłoby na ulicy Pokątnej. Artur Weasley co prawda zaczarowywał mugolskie przedmioty, żeby działały, ale on był pasjonatem, a dlaczego czarodzieje na Pokątnej mieliby takie coś robić? Niestety jest to dosyć poważne pogwałcenie kanonu.
15. „Pójdę coś zamówić. Na co macie ochotę? – spytał Teodor[,] podnosząc się z miejsca.
16. „(…) jedna z pań weszła na szklany stolik i zaczęła wrzeszczeć „SZCZUR!”. Maggie zerwała się z miejsca i zaczęła krążyć pomiędzy stolikami (…)
17. „Zastanawiam się[,] dlaczego tak dużo ich się tam gromadzi
18. „Kot ześlizgnął się po zardzewiałej rynnie, pazurami rysząc po metalu.
19. „(…)powiedział znudzonym tonem Teodor i zwrócił się do mnie rozbawiony[.] – Puść rudzielca, bo się zaraz posika ze strachu.
20. „Maggie warknęła ostrzegawczo i rzuciła niezrozumiałą klątwą w Pottera, który używając zaklęcia Tarczy[,] odbił je w moim kierunku.” Jakie „je”, chyba „ją”, skoro to „ta klątwa” była?

Rozdział 4 Artykuł Frances Jooble
1. „Postać zrzuciła ubranie wierzchne i spojrzała na mnie wyzywająco.” – wierzchnie.
2. „te same rysy twarzy sercowatego kształtu

3. „Nie panujesz nad nią, pozwalasz wziąć nad sobą kontrolę!” Przejąć, pozwalasz przejąć nad sobą kontrolę.
4. „Pomiędzy rozczapierzonymi palcami przemykała się wiązka elektryczna
5. „(…) końcówki palców rozbłysły, napędzane furią (…)” Wyobraziłam sobie takie silniczki przymocowane do palców ze zbiorniczkiem na paliwo podpisanym „tutaj wlewać furię”.
6. „Z trudem łapałam powietrze, niczym ryba wyciągnięta z wody, a jedyne[,] co widziałam[,] to te blado-niebieskie tęczówki i szparki jak u kota zamiast źrenic, tuż przy mojej twarzy.” Aha, czyli kot nie ma źrenic, tylko szparki?
7. „Bella-Rose patrzyła na mnie z mieszaniną konsternacji i niedowierzania na twarzy. Po chwili ustąpiły one wyraźnej kpinie i przekonaniu o swojej wyższości” Jakie one? Mieszaniną – liczba pojedyncza. Możesz napisać, że emocje zniknęły, a na ich miejscu pojawił się kpiący uśmieszek czy coś w tym stylu, bo w tej formie jest źle.
8. „To tylko draśnięcie, wyliże się (…)” Draśnięcie się wyliże?
9. „(…)podniosła z ziemi moją sukienkę[,] nadal płacząc.”
10. „Wiesz[,] jak to wyleczyć? – spytałam.
11. „(…)machnęłam różdżką[,] stawiając Dolly do pionu.”
12. „Wyciągnęłam zapas proszku fiuu z szafki nocnej i podeszłam do kominka, aby przejść do paleniska.” Proszek Fiuu, nazwa własna.
13. „Narcyza siedziała w kuchni[,] ze zniesmaczoną miną czytając gazetę przy kawie.
14. „Jej blado niebieskie tęczówki zdawały się przeszywać mnie na wskroś.” Łącznie. No tak, bo patrzymy tęczówkami…
15. „(…)o sprawę, nie potrafił lub nie chciał powiedzieć nam niczego konkretnego.” Tę sprawę.
16. „Narcyza Malfoy, żona oskarżonego[,] nie pojawiła się (…)
17. „Rodziny oby dwóch skazańców MILCZĄ.” Łącznie.
18. „Ponad to nasze anonimowe źródło zdradziło nam nazwiska osób podejrzanych (…)wcześniej uzany za winnego” Łącznie. Uznany.

Błędów nie jest jakoś tragicznie dużo, ale mam obawy, czy aby na pewno wiesz, w jaki sposób stawia się przecinki. W niektórych miejscach, zwłaszcza przy imiesłowach, stawiasz przecinek, w innym nie. Powtórz sobie zasadę, bo przy imiesłowach przysłówkowych zawsze stawiamy przecinek. Zauważyłam, że źle zapisujesz niektóre wyrazy: „bladoniebieski”, „jasnowłosy”, „ponadto” i „obydwóch/obydwie” – te wyrazy piszemy łącznie. To małe zaskoczenie, niemniej nie jest to jakieś wielkie przewinienie. Stylistyka i składnia u ciebie aż tak bardzo nie kuleje, czasem zdarzają się małe zdania potworki, ale na tyle stron tekstu nie są to błędy zauważalne. Powiedziałabym, że wielkiego problemu ze stroną techniczną nie masz, wystarczy trochę powtórzyć zasady stawiania przecinków i poćwiczyć.  

e) pchnięcie (oryginalność) (0/5)
Trudno napisać coś oryginalnego w fandomie, który został rozłożony na czynniki pierwsze. Tutaj niestety nie mogę napisać, że ta cała otoczka tajemnicy wokół Caroline jest oryginalna. Widziałam na pęczki opowiadania potterowskie o jakiejś tam dziewczynie spokrewnionej z Voldemortem, która ma wielką i tajemniczą moc. Jej kreacja też nie jest zbyt porywająca, żeby czymś oryginalnym się odznaczała. Niestety w tej kwestii nie mogę przyznać żadnego punktu.

3. Ostatni cios (punkty dodatkowe i/lub podsumowanie starcia) (0/5)
Opowiadanie jest stanowczo zbyt krótkie, żeby cokolwiek więcej powiedzieć, jednak jak już pisałam, pojawia się w nim wiele nieprawdopodobieństw, które przemawiają raczej na niekorzyść. Dobrym pomysłem jest skupienie się na Śmierciożercach od tej drugiej strony, jednak żeby to zrobić, musiałabyś trochę odciążyć bohaterkę. Ona ma za dużo supermocy i supercech. To Mary Sue, a w świecie literackim takich bohaterek nie lubimy. Zastanów się, czy chcesz, żeby to tak wyglądało. Animag, niezwykłe umiejętności i tajemnicza moc? Dobrym sposobem jest spisanie tych wszystkich udziwnień w kreacji bohaterki i zastanowienie się, czy to wszystko jest konieczne, wręcz niezbędne. Niestety nie przyznaję żadnych punktów dodatkowych  mimo że piszesz całkiem nieźle i dobrze radzisz sobie z tekstem, przedstawienie świata kuleje, kreacja bohaterki jest zła.

Na dzień dzisiejszy otrzymujesz ode mnie 48 punktów, czyli dostateczny (Fleder).

23 komentarze:

  1. Pienkna ocenka!!11!!w11! więcej taakowych :D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D

    pozdro siri ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ocenę, uświadomiłaś mi wiele rzeczy, których wcześniej nawet nie dostrzegłam! Naprawdę bardzo dziękuję.
    W pewnym momencie sama się z siebie śmiałam. Masz absolutną rację we wszystkim, co napisałaś.
    Nie wiem od czego zacząć... Może najlepiej od razu uściślę kwestię Rabastana. Syn Bellatrix ma dwa imiona: Rabastan i Rudolf - po wuju i ojcu. Nie widzę w tym niczego dziwnego.
    Caroline... Tak, masz rację. Wyszła z niej okropna Mary Sue i chyba muszę nad nią popracować. Na pewno muszę. Nie mogę zdradzić nic o jej "tajemnej" mocy - to miało być urozmaicenie, coś oryginalnego dołożonego do świata, który wykreowała Rowling. Czytałam już opinie, że naginanie kanonu to zuo, nie można dodawać zbyt wiele od siebie, bo się zostanie zgnębionym - mimo wszystko zaryzykowałam, myślałam, że to się spodoba, zaintryguje... Zrobiłam błąd. Wydaje mi się, że musiałabym wcześniej to wszystko wytłumaczyć i faktycznie pokazać przeszłość głównej bohaterki, odjąć jej parę supercech i supermocy, wytłumaczyć jak w ogóle doszło do jej narodzin, kim jest jej babcia, matka i rodzina Beau. Chciałam, aby całe opowiadanie było owiane słodką tajemnicą. Czytelnicy mieli snuć domysły, jak widać nie udało się. :(
    Draco przedstawiony jako ciepłe kluchy? O borze szumiący, nie taki miałam zamiar. Wstydzę się, nie wiem co napisać na swoją obronę.
    "Przecież Pottera chciał dopaść sam Czarny Pan, a jeśli chodzili sobie ot tak po Pokątnej, to jaki problem był dla pierwszego lepszego Śmierciożercy, by złapać Chłopca, Który Przeżył?" No tak...
    "Aha, główna bohaterka jest animagiem – zamienia się w białego kota i atakuje z zaskoczenia trójkę Gryfonów. Wspaniale. Poza tym nastolatki robią dużo hałasu, a stoją obok sklepu Borgina i Burkesa, w którym to trwa spotkanie Śmierciożerców?" Parsknęłam śmiechem z własnej głupoty. Najpierw napisałam, że Ron wcale nie zrobił hałasu, bo Hermiona w porę zareagowała, a później Caroline z rodzeństwem Nottów narobili jeszcze większy raban.
    Gify są jak najbardziej na miejscu - należało mi się. C:
    Ach, zapomniałabym. Voldemort i miłość... Widzi ją dookoła i wcale daleko szukać nie musi, bo przecież chyba nie tylko ja uważam, że Bellatrix oddałaby za niego własne życie. Sama mówi, że jest najwierniejszą. Czarny Pan dostrzega miłość w jej oczach, ale czy to równa się z tym, że chcę go "zshipować" z Lestrange? Tego tylko w tej ocenie nie zrozumiałam. Mogłabyś to jeszcze raz wytłumaczyć jak odebrałaś ten fragment? I co w tym złego, że Voldemort widzi miłość, przyjaźń, oddanie? Gardzi nimi, nie chce być słaby, dlatego nie ma przyjaciół, ukochanej - już jako dziecko był samowystarczalny i na nikim mu nie zależało, ponadto był przekonany o swojej wyższości. Jako takie dziwne dziecko chciałam pokazać Caroline... Wyszło zupełnie inaczej. Na dodatek już w 1 rozdziale pisałam takie bzdury, że głowa mała.
    Reasumując: moja logika leży i jest kaleką. Wzięłam sobie wszystko, co napisałaś bardzo do siebie. Muszę się wziąć za tego bloga, zrobić porządny remont, wywrócić do góry nogami - cokolwiek, byleby się poprawić. Jeszcze raz bardzo dziękuję za ocenę. Mam nadzieję, że nie uciekniesz z krzykiem, jeżeli po remoncie i upływie x czasu zwrócę się ponownie z serdeczną prośbą o ocenienie. C:
    Świetny debiut, pozdrawiam i życzę więcej tak dobrych ocen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie ucieknę. Czytanie tego nie było takie straszne, bo całkiem nieźle piszesz, więc jeśli tylko uporządkujesz sobie sprawę z główną bohaterką, z chęcią znów ocenię twojego bloga.
      Czyli z Rabastanem źle zrozumiałam. Myślałam, że jest jeden Rabastan, ale teraz już wszystko jasne.
      No, z tym Draco to trochę tak wyszło. Zwłaszcza ta scena w pokoju Caroline.

      Z Voldemortem nie chodziło mi o to, że węszę jakiś wątek romantyczny. Po prostu w tekście jednoznacznie wynikało, że Czarny Pan zauważa miłość w oczach matki Draco, w oczach wiernej Bellatrix, ale sam kochać nie może. Z tego nie wynikało, że gardzi miłością, tylko że widzi miłość, a sam jej w sobie nie ma. A przecież Voldemort się nią brzydził, nie rozumiał jej... O to mi chodziło. Trochę go ten fragment zniekształcił mimo wszystko.

      Jeśli chodzi o jakieś nowinki w świecie potterowskim, wrzucanie własnych pomysłów - wcale nie potępiam, o ile będą miały wytłumaczenie, wyjaśnienie i będą jako tako pasowały do zasad panujących w tym świecie. W twoim wypadku chyba właśnie zabrakło tego podłoża, tej całej historii. Oczywiście pozostawienie tego w tajemnicy jest fajnym zabiegiem, ale wtedy właśnie wychodzą te nielogiczności.

      Dzięki :), ja również życzę duuuużo weny!

      Usuń
  3. Szkoda, że nie było żadnej gównoburzy... Już miałem nadzieję, że aŁtoreczka rzuci się oceniającej do gardła. Biję brawa dla Siiri, ale mogłaś z nią trochę ostrzej, mimo że gify epickie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ta cała Caroline to pewnie takie self insert. AŁtoreczka zachowuje się w blogsferze jakby zjadła wszystkie rozumy i sama miała supermoce.

      Usuń
    2. Może ma...? Tego akurat nie możemy stwierdzić.

      Usuń
    3. Nie jestem tutaj po to, żeby oceniać autorkę, tylko to, co napisała. Nie wiem, dlaczego miałabym być ostra. Nie oceniam ze złośliwości, bo taka jestem zajebista i pozjadałam wszystkie rozumy, więc klękajcie przede mną autorzy blogów.

      Usuń
    4. W porządku, w porządku...Głęboki wdech. Melissę sobie zaparz :)
      I moglibyście zaktualizować kolejkę?

      Usuń
    5. Gdybym "rzuciła się Siiri do gardła" to upadłabym tak nisko, jak wypowiadający się Anonim o osobie, której nie zna w żadnym stopniu. C:

      Usuń
    6. @Gnome, starałam się tylko wytłumaczyć Anonimowemu jasno i wyraźnie, że nie doczeka się z mojej strony pojazdów. Nie zdenerwowałam się, spokojnie :)

      Usuń
    7. W Twojej kolejce jest jeszcze link do ocenionego przez Ciebie bloga.

      Usuń
  4. Według mnie jest bardzo dobrze. Gify faktycznie uprzyjemniają lekturę oceny. Jeśli chodzi o "ostrość" - chyba dobrze, że oceniająca na spokojnie wyjaśniła wszystko ocenianej - bez niepotrzebnych zgrzytów i "gównoburz".

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, Siiri, że twoja ocena na blogu okazała się jeszcze lepsza od tej, którą mi przesłałaś :) Oby tak dalej! Widzę też, że zgłoszeń do ciebie nie brakuje!

    OdpowiedzUsuń
  6. "„Słońce piekło niemiłosiernie, a powietrze było suche, drażniące, jak na pustyni.” W Anglii?" - no, w Anglii. Tak tylko przypomnę, że w bodajże 5 części HP (w wakacje) panowały upały. No, zazwyczaj tak gorąco tam nie jest, ale się zdarza :D.

    "Bohaterka chyba o tym nie wie… A to dziwne, skoro została Śmierciożercą." - "śmierciożerców" piszemy małą literą, tylko w angielskiej wersji występowali wielkimi jako Death Eaters.

    "„Na ulicy było coraz mniej ludzi, wszyscy chowali się przed promieniami w klimatyzowanych sklepach.” Mowa jest o Pokątnej, magicznej ulicy…" - ogólnie, może autorka źle to ujęła. W HP była mowa o szatach utrzymujących odpowiednią temperaturę - jestem pewna, że na miejsca też mogli rzucić sobie taki czar :).

    "Przede wszystkim nie należała nigdy do Śmierciożerców, mimo że wspierała swojego męża." - no, eee, polemizowałabym :D. Bo wiesz, nie wszyscy śmierciożercy mieli wypalane mroczne znaki - np. Fenrir Greyback był śmierciożercą, sługą Voldzia, ale jednak znaku nie miał.

    "„kompendium wiedzy o de mentorach”" - tu ci się dzika spacja wkradła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fenrir Greyback chyba nigdy śmierciojadem nie był. W Insygniach mowa, że nosił szatę, gdyż było im tak wygodniej, ale Voldi chyba nie do końca o tym wiedział. Określiłabym go mianem poplecznika. Śmierciojady to takie bardziej ścisłe grono było.

      Usuń
    2. Y, no ale śmierciożercy = poplecznicy Voldzia. Bardziej ważni mieli wypalany znak, mniej ważni nie. Jak Voldi miałby o tym nie wiedzieć? Oo Przecież Fenrir był jego kontaktem z wilkołakami, a samemu Fenrirowi obiecywał mnóstwo ofiar do zainfekowania.

      Usuń
    3. Upały upałami, ale suche powietrze mi tutaj nie pasowało. Nie w klimacie morskim. Śmierciożerców jakoś przegapiłam, zawsze sądziłam, że wielką literą. ^^
      Jeśli chodzi o klimatyzowane sklepy - później jest mowa o wentylatorze w lodziarni Floriana Fortescue, więc wątpię, że chodziło jej o zaklęcia.
      Może za bardzo opieram się na książce w kwestii Narcyzy, ale tom siódmy był dla mnie dosyć sugestywny, jeśli chodzi o jej stosunek do śmierciożerców. Ale oczywiście mogę się mylić, moja interpretacja nie musi odpowiadać innej osobie, tylko raczej nie powiedziałabym, że Narcyza zachowywała się tak jak Greyback. :P

      Dzięki za uwagi :)

      Usuń
    4. N. Weltschmerz, tam była taka wzmianka, która mnie zaciekawiła. Momęt, momęt, pójdę po Insygnia. O, mam. Str 468 (Media Rodzina), gdy mowa o wzywaniu Volda. Niby chodzi o to, że nie może go po prostu wezwać, bo nie ma czachy. Ale ja to rozumiem również tak, że Greyback trochę nadużywał sobie łaski Voldiego i paradował w sukience śmierciojada bez jego wiedzy.

      Usuń
  7. Skoro Triss nie chce się podjąć, proszę o ocenę Carrie.

    Czy w takim wypadku zostanę przeniesiona na koniec kolejki, czy oceniona zgodnie z datą zgłoszenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodnie z datą zgłoszenia, jednak pierwszeństwo dostanie "Bezruch", gdyż Carrie jest w trakcie oceniania.

      Usuń